— Mortimerze, gdybyśmy tak mieli tu szmalec gęsi! Może zadzwonisz!
Napół senny wygramoliłem się z łóżka, nastąpiwszy przytem na kota, który żywo zaprotestował, za co byłby otrzymał kopnięcie, gdyby nie ukrył się pod gościnnym dachem krzesełka.
— Na miłość Boską, Mortimerze, poco gaz zapaliłeś? czy chcesz obudzić dziecko?
— Muszę przecież zobaczyć, czy bardzo się skaleczyłem.
— Ach, w takim razie obejrzyj i krzesło — jestem pewna, żeś je złamał. Biedny kotek. Jak łatwo —
— No, no, co do kota, to już lepiej nie mów nic. — A wszystko to nie stałoby się, gdyby tu została Marynia, onaby lepiej ode mnie załatwiła te sprawy, jako że bardziej wchodzą one w zakres jej zawodu.
— Wstydziłbyś się, Mortimerze, mówić coś podobnego. Smutne to zaiste, że nie chcesz wykonać nawet tych kilku błahostek w tak strasznych chwilach, gdy nasze dziecko...
— No dobrze już, dobrze, robię wszystko, co tylko chcesz... Tylko tym dzwonkiem nie dodzwonię się nikogo — wszystko śpi. Gdzie jest ten gęsi szmalec?
— Na kominku, w dziecinnym pokoju. Możebyś zechciał pójść i zapytać o to Marynię?
Przyniosłem gęsi szmalec i położyłem się do łóżka. Ale znów zawołano na mnie.
— Mortimerze, tak mi przykro przerywać ci sen, lecz widzisz, jest tu jeszcze za zimno, by móc
Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.