częły znowu interesować się obrazem. Wkońcu zwierzęta wpadły z wymyślaniem na osła, który rozbudził w nich wątpliwości co do piękna obrazu, zepsuł im przyjemność. Osioł jednak nie stracił rezonu; oświadczył najspokojniej w świecie, że wcale nietrudno rozstrzygnąć, kto ma słuszność: — on czy kot. Oświadczył tedy kłapouch, że sam pójdzie spojrzeć w otwór w ścianie, poczem zda relację, co w nim ujrzał. Zwierzęta z uznaniem przystały na to, prosząc tylko, by udał się bezzwłocznie. Tak też i postąpił.
Nie wiedział wszakże osioł, jak trzeba było stanąć, to też stanął mylnie między obrazem a lustrem. Wskutek tego nie ujrzał wcale obrazu, wrócił do domu i rzekł:
— Kot skłamał. W otworze ujrzałem tylko osła. Nie było tam żadnych cech gładkiego, lśniącego przedmiotu; stał, wprawdzie, przede mną piękny i sympatyczny osioł — ale tylko osioł, nic więcej.
Słoń spytał:
— Czy dobrze go aby widziałeś? Wyraźnie? Czy stałeś blisko?
— Widziałem osła dobrze, wyraźnie. Stałem tak blisko, że dotknąłem się go nawet nosem.
— Dziwne to! — mruknął słoń. — Dawniej kot zawsze mówił prawdę, o ile mogliśmy stwierdzić. Trzeba, aby jeszcze kto popatrzał. Idź-no, niedźwiedziu, spojrzyj w otwór, wróć i powiedz, co widziałeś.
Niedźwiedź ruszył. Gdy wrócił, rzekł:
Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.