bawią się i śpiewają hymny, których się nauczyli na plantacji — i gadają, i kłócą się „na zawsze i do końca życia”, a właściwie lubią się serdecznie i nie widzą świata po za Mulberrym — a on cierpliwie znosi ich szaleństwa i wyrządzane przez nich szkody i w ten sposób, — no tak, jeżeli o to chodzi, czuje się chyba dość szczęśliwy. Ale ja się nie skarżę — zdążyłam przywyknąć. Mogę przyzwyczaić się do wszystkiego — przy pomocy Mulberrego; a właściwie, dopóki on jest przy mnie, mało dbam o to, co się stanie.
— Hm, jest w doskonałym humorze i ma nadzieję, że niedługo uda mu się zrobić nowy kawał.
— I przygarnąć kulawych, chromych, ślepych i znowu zamienić dom na szpital? Oto, co chciałby uczynić! Widziałam to już — to i wiele innych rzeczy. Nie, Waszyngtonie, pragnę jedynie, aby przez resztę wędrówki naszej przez dolinę życia, pomysły jego nieco złagodniały!
— Dobrze, ale czy będą to wielkie pomysły, czy małe, czy wogóle porzuci myśl o nich — nigdy nie zabraknie mu przyjaciół — przypuszczam, iż nie, nigdy nie odczuje ich braku, gdyż zawsze znajdą się ludzie, którzy...
— Jemu zabraknie przyjaciół! — i podniosła głowę dumnym ruchem. — Ależ Waszyngtonie, nie znajdziesz człowieka, któryby go nie kochał! Powiem ci w zaufaniu, że miałam djablo ciężkie zadanie, by powstrzymać ich od mianowania go na jakiś urząd. Równie dobrze, jak ja, wiedzieli oni, że Mulberry nie ma pojęcia o urzędowaniu, ale świat nie widział chyba człowieka, któremu byłoby trudniej odmówić, gdy o coś prosi. Mulberry Sellers pracujący w urzędzie! Dobry Boże, wiesz chyba, jakby to wyglądało! Ależ z drugiego końca świata zbieraliby się ludzie, żeby popatrzeć na taki cyrk! Wtedy rzuciłabym się chyba do Niagary, żeby raz z tym skończyć.
Po krótkiej pauzie dodała, powracając do uwagi, uczynionej poprzednio:
— Przyjaciele? O zaprawdę, nikt nie miał tylu — i to jakich przyjaciół: Graut, Sherman, Sheridan, Johnston, Dongstreet, Lee — wiele razy siedzieli na tem krześle, które ty obecnie zajmujesz.
Hawkins zerwał się natychmiast i zaczął przyglądać się krzesłu z pełnem czci zdumieniem i przejmującem go grozą uczuciem, że niegodną swą osobą zbezcześcił święte miejsce.
— Tacy? — powiedział.
— O, oczywiście, wielu z nich i wiele razy.
Wpatrywał się w krzesło, jakby oczarowany, zamagnetyzowany; i po raz pierwszy w życiu wydało mu się, że olbrzymie przestrzenie suchych preryj stanęły nagle w płomieniach, a ogniste języki, ślizgając się po nich, łączyły dwie przeciwne strony horyzontu i pokrywały niebo obłokami dymu. Doświadczał tego, co doświadcza niemal codziennie flegmatycznie, nieznający geografji cudzoziemiec, który, patrząc tępym i obojętnym wzrokiem z okna wagonu, natrafia nagle na napis, który opiewa: „Stratford nad Aron”! Pani Sellers zaś z zadowoleniem paplała dalej:
— O, oni lubią go słuchać, szczególniej, gdy brzemię pracy zbytnio obciąża jedno ich ramię i pragnęliby go przesunąć. Mulberry jest czemś w rodzaju powietrza — powiewem, jeżeli wolisz — i działa na nich orzeźwiająco; jest to dla nich, jak wycieczka za miasto — tak przynajmniej twierdzą. Wiele razy udawał Wielki Jeneralny śmiech — i to jest prawdziwe arcydzieło, mówię ci; a co się tyczy Sheridana — to słuchając Mulberrego Sellers, oczy błyszczą mu tak, jak gdyby grały mu armaty. Widzisz, urok Mulberrego polega na tem, że to człowiek wszechstronny, pozbawiony przesądów, że umie się do wszystkiego i do wszystkich zastosować. Dzięki temu jest przemiłym towarzyszem, a ludzie lubią go, jak skandal!... Idź-no kiedy do Białego Domu na oficjalne przyjęcie do prezydenta, kiedy Mulberry tam jest. Wierz mi, nie umiałbyś powiedzieć, który z nich jest wtedy główną osobą!
— No, tak, oczywiście... Jest to człowiek wyjątkowy i zawsze taki był. Czy jest religijny?
— Do szpiku kości — i myśli, i czyta na ten temat więcej od innych, za wyjątkiem, naturalnie, Rosji i Syberji hasa najswobodniej po całem tem polu i niema w nim śladu bigoterji.
— Co za religję wyznaje?
— Mulberry — zatrzymała się i przez chwilę utonęła w myślach, następnie dodała z prostotą: — Zdaje mi się, że w zeszłym tygodniu uważał się za Mahometanina, czy coś w tym rodzaju.
Waszyngton udał się do miasta po swoje
Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/15
Ta strona została przepisana.