Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/17

Ta strona została przepisana.

— Oczywiście, że mogę wszystko. Weźmy np. armję — obecnie liczy dwadzieścia pięć tysięcy ludzi; wydatki dwadzieścia dwa miljony rocznie. Wykopię z ziemi rzymian, wskrzeszę greków, za dziesięć miljonów rocznie dostarczę rządowi dziesięć tysięcy weteranów, wybranych z pomiędzy zwycięskich legjonów wszystkich epok, żołnierzy, którzy, jak rok długi, będą ścigali indjan na zmaterjalizowanych koniach, a utrzymanie ich i żywienie nie będzie kosztowało ani centa. Utrzymanie armij europejskich kosztuje obecnie dwa biljony rocznie. Odkopię z ziemi doświadczonych mężów stanu wszystkich epok i wszystkich stref geograficznych i obdarzę nasz kraj kongresem, który potrafi wybrnąć z kabały — rzecz, która jeszcze nigdy nie miała miejsca, od czasu ogłoszenia Niepodległości i nigdy się nie zdarzy, jeżeli miejsce tych doświadczonych nieboszczyków w dalszym ciągu będą zajmowały martwe prawa. Wprowadzę na trony europejskie najtęższe mózgi i najszlachetniejsze dusze, jakich wszystkie grobowce wszystkich epok mogą dostarczyć — nie jest zbyt obiecujące — określę pensję i listę cywilną, uczciwie i rzetelnie, biorąc jedynie swoją połowę i —
— Pułkowniku, jeżeli połowa tego, co mówisz, jest prawdą — to to są miljony — miljony.
— Biljony, biljony, oto co chciałeś powiedzieć. Słuchaj no, sprawę tę mam już w swojem ręku, i jest tak pewna, tak absolutnie pewna, że gdyby ktoś przyszedł do mnie i powiedział: pułkowniku, jestem w kłopotach, czybyś nie chciał mi pożyczyć parę biljonów dolarów na... — proszę wejść!
Była to odpowiedź na stukanie do drzwi. Człowiek o energicznym wyglądzie wtoczył się do pokoju z olbrzymim notatnikiem w ręku, wyjął stamtąd jakiś papier i podał go, z krótką uwagą:
— Siedemnaste i ostatnie wezwanie, tym razem musi pan zapłacić w całości te trzy dolary i pięćdziesiąt centów, pułkowniku Mulberry Sellers!
Pułkownik zaczął szperać w jednej i drugiej kieszeni, pomacał tu, tam i ówdzie, i mruknął:
— Co zrobiłem z portfelem? Niech no poszukam — nie tu, nie tam — o, prawdopodobnie zostawiłem go w kuchni; skoczę i...
— Nie, nie skoczysz pan; zostaniesz tam, gdzie stoisz. O, tym razem zmuszę cię wyrzygać tę sumę!
Waszyngton naiwnie zaproponował, że pójdzie poszukać portfelu; po jego odejściu pułkownik odezwał się:
— Mówiąc szczerze, pragnę raz jeszcze odwołać się do pańskiej pobłażliwości, Suggs; widzi Pan, pieniądze, na które czekałem...
— Do djabła z pańskiem czekaniem! To odgrzewany dowcip, nie warto odpowiadać. Chodź pan!
Pułkownik spojrzał nań z rozpaczą; następnie twarz jego rozjaśniła się; podbiegł do ściany i z zapałem zaczął wycierać chustką jakąś ohydną chromolitografję; następnie zdjął ją z szacunkiem, podał poborcy i odwracając twarz, powiedział:
— Weź pan — ale nie każ mi patrzeć, kiedy będziesz to wynosił. Jest to jedyny pozostały Rembrandt, który...
— Do djabła z Rembrandtem, to chromolitografja!
— O, nie mów o tem w ten sposób, błagam cię! Jest to jedyny cenny oryginał, najwyższy wzór tej wspaniałej szkoły artystycznej, która...
— Szkoły artystycznej! nigdy nie widziałem podobnej ohydy!
Pułkownik niósł już inne szkaradzieństwo, czyszcząc je troskliwie.
— Weź i to — perłę moich zbiorów — jedyny prawdziwy Fra Angelico, który...
— Wypacykowana szkapa — oto, co mi pan daje! Daj no tutaj — dobry Boże! ludzie pomyślą, że ograbiłem murzyńską golarnię!
Gdy zatrzasnął za sobą drzwi, pułkownik zawołał głosem boleściowym:
— Okryj je, proszę, ochroń je od kurzu. Delikatne barwy Angelico...
Ale człowiek ów zniknął.
Waszyngton powrócił i oznajmił, że szukał wszędzie, to samo czyniła pani Sellers i służący, ale napróżno i powiedział, iż chciałby mieć oko na pewnego człeczynę — a wtedy nie potrzebaby szukać portfelu. Ciekawość pułkownika natychmiast została rozbudzona.
— Jakiego człeczynę?
— Nazywali go u nas — u nas, to jest w Cherokee — jednorękim Pete. Ograbił bank w Tahlequah.
— Czy w Tahlequah są banki?
— O tak — w każdym razie jest jeden bank. Podejrzewano, że to on go ograbił. Ktokolwiek to zrobił, udało mu się uciec z przeszło 20.000 dolarów. Za wykrycie obiecali