Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/20

Ta strona została przepisana.

dziesz pisał, Waszyngtonie, czy telegrafował?
— On zatelegrafuje, kochanie!
— Przeczuwałam to, — mruknęła mylady, opuszczając pokój. — Chce, a więc w ten sposób zaadresuję. Ośmieszy biedne dziecko. Otrzyma w końcu telegram, gdyż jeżeli nawet są tam inne Sellerówny, to żadna nie przyzna się do tytułu. A ona jedna potrafi wszystkim pokazywać telegram i chwalić się tem. Kto wie, może należy jej to wybaczyć. Jest tak uboga, a one tak bogate! Oczywiście, nieraz zniosła wiele przykrości od tych tam z liberją i uważam, że jest rzeczą ludzką dać jej możność odwetu.
Wujek Daulk został natychmiast wysłany na telegraf. W rogu bawialni wisiał coprawda jakiś wspaniały przedmiot, który okazał się telefonem, ale Waszyngton bezskutecznie usiłował połączyć się z centralną stacją. Pułkownik mruknął coś w rodzaju, że „zawsze zepsuje się wtedy, gdy człowiek ma pilny interes do załatwienia”, ale nie dodał, że był to głuchy aparat, nie mający żadnego połączenia z linją. A jednak, przy gościach pułkownik posługiwał się nim niejednokrotnie i nawet otrzymywał tą drogą polecenia. Posłano po papier żałobny i lak i przyjaciele nasi dokonali reszty.
Nazajutrz, podczas gdy Hawkins, na żądanie pułkownika ozdabiał krepą portret Andrzej Jackson’a, prawowity earl pisał o stracie rodzinnej do uzurpatora w Anglji — list ten czytaliśmy już poprzednio. Nie omieszkał również zażądać od władz wsi Duffy Corners, Arkanzas, by zwłoki ś. p. bliźniąt zostały zbalsamowane przez dobrego specjalistę z St. Louis i natychmiast odesłane uzurpatorowi — z rachunkiem, oczywiście. Następnie na wielkim arkuszu szarej bibuły wymalował herb i motto rodziny Rossmorów, i wraz z Hawkinsem udali się do znanego już Hawkinsowi naprawiacza mebli; po upływie godziny wrócili z parą żałobnych tarcz herbowych, które zostały umieszczone na frontonie domu — liczono, że to będzie atrakcją i to było atrakcją, gdyż dzielnicę tę zamieszkiwali jedynie ubodzy i bezrobotni murzyni, z których każdy miał kupę obszarpanych dzieci i wynędzniałych psów, skłonnych do zainteresowania się taką rzeczą i umiejących interesować się nią miesiącami.
Nowy earl bez zdziwienia znalazł w wieczornem piśmie następujący komunikat z kroniki towarzyskiej; wyciął go i wkleił do księgi.
„Nasz szanowny spółobywatel, pułkownik Mulberry Sellers, dożywotni członek Korpusu Dyplomatycznego, dziedziczy, jako prawowity lord, wielkie hrabiostwo Rossmore, trzecie z rzędu wielkich lordowstw w Wielkiej Brytanji i w najkrótszym czasie postara się przez Izbę Lordów o wyegzekwowanie tytułów i dóbr, używanych dotychczas przez uzurpatora. Na czas żałoby zwykłe czwartkowe przyjęcia w Rossmore Towers zostaną zawieszone”.
Komentarz lady Rossmore — zachowamy dla siebie:
— Przyjęcia! Ludzie, którzy go nie znają, będą uważali, że jest banalny, ale ja twierdzę, że jest to jeden z najbardziej wyjątkowych ludzi. Zdaje mi się, że jego zdolność i szybkość wyobraźni nie ma granic. Przecież nikt inny nie wpadłby na pomysł, żeby tę mysią norę nazwać Rossmore Tower — ale dla niego jest to zupełnie naturalne. Błogosławieni ci, których własna wyobraźnia zawsze uszczęśliwi — bez względu na rzeczywistość. Wuj Dore Hopkins miał zwyczaj mawiać: „gdybym był Mulberrym Sellers — nie dbałbym o nic!”
Komentarz prawowitego earla zachowamy dla siebie:
— Cudowna nazwa, cudowna! Szkoda, że nie przyszło mi to na myśl przed napisaniem do uzurpatora! Ale będę ją miał w pogotowiu, gdy mi odpowie!


Rozdział V

Odpowiedź na telegram nie nadeszła; córka nie przyjechała; nikt nie zdawał się tem być zdziwiony lub zaskoczony — to znaczy nikt, za wyjątkiem Waszyngtona. Po upływie trzech dni spytał lady Rossmore, co by to miało znaczyć; odpowiedziała spokojnie.
— O, coś przyszło jej do głowy; trudno odgadnąć co. Ona jest przecież Sellersówna — do szpiku kości, przynajmniej pod niektóremi względami. A żaden z Sellersów nie jest w stanie powiedzieć, co zamierza zrobić — ponieważ sam nie wie, co zrobi. Sally da sobie radę; nic nie jest w stanie jją zadziwić; kiedy coś postanowi, to przyjedzie lub napisze — ale co, tego niepodobna przewidzieć.
Skończyło się na liście. W tej właśnie