Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/34

Ta strona została przepisana.

słom ludzkim myśl wręcz przeciwną. Przez wiele lat najlepsza oznaka tak zwanego „braku szacunku” uważana była za grzech i przestępstwo. Kłamstwo i oszustwo tego wszystkiego wychodzi na jaw w chwili, kiedy człowiek się zastanowi, że sam jest jedynym uprawnionym sędzią tego, co jest lub nie jest godne szacunku. Nie myślałem o tem dawniej, ale to prawda, najzupełniejsza prawda! Jakiem prawem Goethe, jakiem prawem Arnold, jakiem prawem encyklopedja może mi narzucić definicję pojęcia Brak szacunku? Ich ideały nic mię nie obchodzą! Dopóki szanuję własne ideały — jestem w porządku ze samym sobą, i nie popełniam profanacji, kpiąc z ideałów cudzych. Wolno mi kpić z cudzych ideałów, ile mi się podoba. Jest to moje prawo i mój przywilej. Nikt nie może temu zaprzeczyć!
Tracy spodziewał się dyskusji, ale ta nie miała miejsca. Przewodniczący powiedział, w formie wyjaśnienia:
— Wspomnę dla wyjaśnienia tym, którzy są tu po raz pierwszy, iż zgodnie z naszemi zwyczajami, temat tego zebrania będzie dyskutowany na zebraniu następnem. To umożliwia naszym członkom przygotowanie tego, co chcę powiedzieć, na papierze, gdyż jesteśmy zwykli mechanicy i nie przywykliśmy mówić. Musimy napisać to, co chcemy powiedzieć.
Następnie odczytano kilka krótkich sprawozdań, oraz ustnie dyskutowano nad poprzedniem przemówieniem w klubie. Była to pochwała — wygłoszona przez pewnego profesora wychowania szkolnego i wielkich korzyściach, spływających z tego na naród. Jeden ze świstków został odczytany przez mężczyznę w wieku średnim, który mówił, że nie otrzymał wychowania szkolnego, ale edukował się u malarza, a potem stopniowo doszedł do urzędu patentowego, gdzie od wielu lat pracuje jako urzędnik. Tak zakończył swoje wywody:
— Mówca przeciwstawił dzisiejszą Amerykę Ameryce z przed wielu lat. I oczywiście w rezultacie pokazał nam wielki postęp. Ale zdaje się, iż nieco przecenia wartość wychowania szkolnego w tej sprawie. Nie wątpię, iż szkoły posunęły naprzód intelektualną sprawę postępu, a to jest wiele; ale postęp materjalny jest o wiele większy — o przypuszczam, iż zgodzicie się z tem. Przejrzałem niedawno listę wynalazców i odkrywców tego olbrzymiego postępu materjalnego — i przekonałem się, że nie są to ludzie, wychowani w szkołach. Oczywiście są wyjątki — jak np. profesor Henryk Princeton — wynalazca telegrafu Morsego — ale wyjątki te są nieliczne. Nie będzie przesadnem twierdzenie, iż zdumiewający postęp materjalny naszego wieku — jedynego, który godny jest żyć od chwili, w której wynaleziono Czas — jest dziełem samouków. Zdaje nam się, iż widzimy, jedynie widzialny fronton ich pracy, za którym kryje się praca o wiele większa, niedostrzegalna dla opieszałego oka. Zrekonstruowali oni naród — przerobili go, mówiąc przenośnią — powiększyli jego liczebność w sposób niemożliwy do określenia. Wytłumaczę, co chcę przez to powiedzieć. Co stanowi ludność kraju? Czyż jedynie ilość mięsa i kości, zwana przez grzeczność mężczyznami i kobietami? Czyż miljon uncyj mosiądzu ma tę wartość, co miljon uncyj złota? Weźmy inne dane: miarę kontrybucyjnych zdolności człowieka w stosunku do jego czasu i narodu — jest praca, którą może wypełnić. Pomnóżcie liczbę ludności przez różnicę tego, do czego jest zdolny on i jego dziadek. Po równanie to wykaże wam, że naród nasz przed dwoma czy trzema pokoleniami składał się z kalek, paralityków i zdechlaków — w zestawieniu z tem, co jest dzisiaj. W roku 1840 ludność wynosiła 17.000.000. Przypuśćmy, że 4 miljony składały się ze starców, dzieci i innych niedołęgów, a pozostałe 13.000.000 dzieliło się w sposób następujący:
2.000.000 zbieraczy bawełny,
6.000.000 pończoszniczek (kobiety),
2.000.000 prządek (kobiety),
500.000 mechaników,
400.000 żniwiarzy, rolników,
1.000.000 kupców zbożowych,
40.000 tkaczy,
1.000 łataczy butów.
Dedukcja, którą mam zamiar wyprowadzić z tych danych, będzie brzmiała dziwacznie. Ale dziwaczna nie jest. Dane biorę ze Zbioru Dokumentów, nr. 50. Druga Serja czterdziestego piątego kongresu; są one oficjalne i prawdziwe. Dziś pracę 2.000.000 zbieraczy bawełny spełnia 2.000 ludzi; 6.000.000 pończoszarek zastąpiono 3.000 chłopców; 2.000.000 prządek — 1.000 dziewcząt; 500.000 mechaników — 500 chłopcami; 400.000 żniwiarzy — 4.000 chłopców; 1.000.000 kupców — 7.500 ludźmi; 40.000 tkaczy — 1.200 robotnikami; 1.000 łataczy butów — 6 szewcami. Jednem słowem, dziś