Przyznaję. Jednak czy nazywając siebie damą...
— Gdybym był panem, nie mówiłbym dalej.
Howard Tracy odwrócił głowę, chcąc zobaczyć, kto wtrącił tę uwagę. Był to nizki mężczyzna pod czterdziestką, z włosami barwy piasku, ogolony; miał miłą twarz, zbrzydzoną śladami po ospie, ale żywą i inteligentną; ubrany był w garnitur czysty, ale trochę znoszony. Wyszedł z frontowego pokoju za sienią, gdzie zostawił kapelusz, w ręku niósł stłuczony kubek. Dziewczyna wzięła mu go z rąk.
— Załatwię to panu, panie Barrow. Niech pan się z nim rozprawi! to nowy pensjonarz i, jak dla mnie, zabrnął zagłęboko.
— Będę ci bardzo wdzięczny Hattie. Chciałem pożyczyć od którego z chłopców. — Usiadł wygodnie na starej walizie. — Słyszałem i zainteresowałem się tem, coście mówili. I, jak powiedziałem, nie mówiłbym dalej, gdybym był panem. Widzi pan, do czego to prowadzi? Nazywając siebie damą, kobieta nie siebie wyróżnia. I pan widzi, że gdyby pan to powiedział, natknąłby się pan na inną trudność. Kto ma prawo być wyróżniony? Tam u was 20 tysięcy ludzi na miljon wybiera siebie na dżentelmenów i damy, a dziewięćset osiemdziesiąt tysięcy akceptuje to postanowienie i połyka rzuconą sobie obelgę. Przecież gdyby jej nie przyjęli, wybory byłyby martwą literą, bezsilną! U nas, te dwadzieścia tysięcy musiałoby wywędrować na biegun, chcąc głosić siebie za damy i dżentelmenów. Ale nie na tem koniec. 5.980.000 ogłasza siebie również za damy i dżentelmenów, i dzięki temu w elekcji bierze udział cały naród. Ponieważ cały naród uważa się za dżentelmenów i damy, wybory są bez znaczenia. To jest absolutna wolność, a nie fikcja! Podczas gdy wasza nierówność (przypieczętowana zgoda słabych na rzecz mocnych) jest tak realna i absolutna jak nasza równość.
Kiedy zaczęła się przemowa, Tracy chronił się szybko w swoją angielską skorupę, chociaż od kilku tygodni trenował się już w życiu z gminem i słuchanie gminnych wyrażeń! Nie tracił jednak czasu na uwolnienie się z tej skorupy, więc, zanim przemowa dobiegła końca, Tracy bez urazy przyjął szczery sposób zachowania ludzi prostych i uprzejme ich mieszanie się do cudzej rozmowy — bez zachęty rozmawiających. Tym razem proces nie był trudny, gdyż uśmiech i maniery tego człowieka miłe były i zniewalające. Tracy polubiłby go odrazu, ale faktycznie — z czego nie zdawał sobie nawet sprawy — równość wszystkich była dla niego jeszcze tylko teorją. Umysł pojął, ale człowiek nie mógł tego odczuć. Teoretycznie Barrow był mu równy, ale przykro mu było, że to podkreśla. Powiedział:
— Wierzę w szczerość tego, co pan mówił o was, amerykanach, chociaż nieraz wątpliwości nawiedzały mój mózg. Nierówność wydaje mi się rzeczą przyrodzoną tam, gdzie tytuły i kasty są en rogue. Ale tu tytuły przestały być obrazą, są neutralne, nieszkodliwe, są zerem, jeżeli są bezsprzeczną własnością każdego członka narodu. Zdaje mi się, iż zdaję sobie sprawę, że kasty istnieć mogą jedynie za zgodą mas, nieobjętych niemi. Sądziłem, że kasty tworzą się same i same siebie bronią; ale wydaje mi się prawdopodobne, że one tylko siebie tworzą, a są bronione przez pogardzany tłum, który może znieść je każdej chwili przez proste przyjęcie tytułów.
— Tak właśnie sądzę. Nie ma takiej potęgi na świecie, któraby powstrzymać mogła 30.000.000 anglików od ogłoszenia siebie księżniczkami i książętami. A wtedy co niespełna pół roku wszystkie dawne księżne i wszyscy książęta wycofają się z byznesu. Chciałbym, żeby do tego doszło. Nawet królewskość nie mogłaby przeżyć podobnego procesu. Garść niezadowolonych przeciw 30.000.000 kpiarzy w bojowej postawie. Jakto! toż to Herkulaneum przeciw Wezuwjuszowi! Trzebaby nowych osiemnastu stuleci dla odnalezienia Herkulaneum po tym katakliźmie. Czem jest pułkownik u nas na Południu? Niczem. Bo każdy jest tam pułkownikiem więc, Tracy (Tracy wzdrygnął się) nikt w Anglji nie nazwałby cię dżentelmenem i ty nie powiedziałbyś, że jesteś dżentelmenem. Powiadam wam, Tracy, taki stan rzeczy sprawia, że człowiek znajdzie się czasem w trudnem położeniu — szerokie i powszechne uznawanie kast tworzy kasty. Człowiek robi to nieświadomie, wyrósł w tem, nie zastanawia się, nie myśli o tem. Przecież nie myślisz, że Matterhorn czułaby się pochlebiona uznaniem jednego z waszych małych angielskich wzgórków, hę?
— Oczywiście, że nie!
— Albo wyobrażamy sobie, że Darwin
Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/38
Ta strona została przepisana.