Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/58

Ta strona została przepisana.

— Mniejsza o to. Mam tu gdzieś próbkę bezbożności marynarskich, ale nie mogę teraz znaleźć. Ale nie o to chodzi. Wiesz, jak działa aparat.
Hawkins odpowiedział z zapałem:
— Ależ działa cudownie! Wiem, że w tem są setki fortun!
— Pomyśl, Waszyngtonie, że rodzina Hawkinsów również otrzyma swój udział.
— O dzięki! dzięki! Jesteś jak zawsze wspaniałomyślny! To największy wynalazek naszej epoki!
— Tak, żyjemy w dziwnych czasach. Elementy są przepełnione dobroczynnemi mocami — zawsze były niemi przepełnione — ale dopiero nasze pokolenie potrafiło kazać im pracować na nas. Tak, Hawkins, każda rzecz może być użyteczna — nie należy niczego zaniedbywać. Weź choćby gaz, wydobywający się ze ścieków. Gaz ten dotychczas był bezużyteczny. Nikt nie myślał o zastosowaniu go. Nikt, prawda? Wiesz przecież, że nikt.
— No tak — ale nie przypuszczałem nigdy — nie widzę powodu, dla którego...
— Ktoś miałby go użytkować?! No, to ja ci powiem! Widzisz ten mały aparacik? Jest to rozkładacz — nazwałem go rozkładaczem. Ręczę ci słowem honoru, że jeżeli wskażesz mi dom, produkujący określoną ilość gazu gnilnego w kloakach, podejmuję się przy pomocy tego oto aparatu w pół godziny stokrotnie powiększyć wydajność...
— Niech mię! ale po co?
— Po co? Posłuchaj, a dowiesz się. Otóż, mój chłopcze, jeżeli chodzi o oświetlenie i oszczędność — niema nic, coby się równać mogło z gazem gnilnym. A przecież nie kosztuje ani centa! Stawiasz poprostu zwykły cylinder ołowiany, taki, jakiego używają wszędzie — przystosowujesz mój rozkładacz — i jesteś w domu! Zwykłe rurki gazowe wystarczą. Na tem ograniczają się twoje wydatki. Pomyśl nad tem, majorze! Przysięgam ci, że za lat pięć nie znajdziesz domu, któryby nie był oświetlony gazem gnilnym. Przypuszczam, że będzie go propagował każdy lekarz i każdy ołównik.
— A czy nie jest niebezpieczny?
— O tyle, o ile. Ale wszystko jest niebezpieczne — gaz świetlny, świece, elektryczność...
— A pali się dobrze?
— Cudownie!
— Czy robiłeś już próby?
— Właściwie nie. Polly jest przesądna i nie chce prób w domu. Ale stawiam wszystko na jedną kartę i zrobię odpowiednią instalację w pałacu Prezydenta — a wtedy powodzenie zapewnione, nie wątpię w to! Ten jest mi chwilowo niepotrzebny. Możesz go umieścić na próbę w jakim domu noclegowym...


ROZDZIAŁ XVIII.

Waszyngton otrząsnął się lekko na to przypuszczenie. Poczem twarz jego przybrała wyraz marzycielski i zapadł w trans myślowy. Po chwili Sellers zapytał go, co miele w swoi mentalnym młynie!
— Zaraz... Czy masz jakiś ukryty plan, któryby wymagał poparcia Banku Angielskiego, by módz się rozwinąć?
Pułkownik zdradził żywe zdumienie, mówiąc:
— Słuchaj-no, Hawkins, czy czytasz w myślach?
— Ja? Nigdy nie przyszło mi to do głowy!
— Więc w jaki sposób tak dziwnie wpadłeś na ten pomysł? Ależ to się nazywa czytaniem myśli, chociaż ty możesz nic o tem nie wiedzieć. Bo mam pewien plan prywatny, który musi mieć poparcie Banku Angielskiego. Jakeś na to wpadł? W jaki sposób? To ciekawe!
— W żaden sposób. Poprostu ta myśl przypadkowo prześlizgnęła mi się przez głowę. Jaka suma by cię zadowolniła? Sto tysięcy. Ale przeciesz spodziewasz się, że niektóre z twoich wynalazków przyniosą ci biljony, i musisz je mieć. Gdybyś potrzebował 10 miljonów dolarów — byłoby to dla mnie zrozumiałe — rozum ludzki może to ogarnąć! Ale biljony! To przekracza granice! Zatem musi ukrywać się jakiś pozytywny plan!
Zaciekawienie i zachwyt earla rosły z każdem słowem. Kiedy Hawkins skończył, powiedział z głębokim zachwytem:
— Przedziwnie-ś to wyrozumował. Waszyngtonie, przedziwnie! To dowodzi cudownej przenikliwości w moje myśli! Zgadłeś. Trafiłeś w sedno sprawy. W sam środek tarczy moich marzeń. Teraz powiem ci wszystko, a ty mię zrozumiesz! Nie potrzebuję cię prosić, żebyś zachował to dla siebie, gdyż sam się przekonasz, że projekt ma lepsze widoki, jeżeli pozwolimy mu roz-