Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/72

Ta strona została przepisana.

wypowiedziawszy. Zamknął drzwi i natychmiast je uchylił, chcąc wejść, zapytać, co złego zrobił i przeprosić... Ale nie wszedł do pokoju; uciekł, przerażony, przestraszony, oniemiały...


ROZDZIAŁ XXII.

W pięć minut później siedział w swoim pokoiku, pochyliwszy głowę na ręce, splecione nad stołem. Poza ostatecznej rozpaczy i nieszczęścia. Łzy spływały obficie, a od czasu do czasu ciszę przerywało łkanie. Nagle powiedział:
— Znałem ją małem dzieckiem, właziła mi na kolana... Kocham ją, jak zwoje własne. Biedactwo! nie zniosę tego! oddała serce tej parszywej materjalizacji!... Dlaczegośmy tego nie przewidzieli?! Ale jak mogliśmy przewidzieć?... Nikt nie mógł przewidzieć. Nikomu nie mogło się nawet śnić... Trudno było się domyślić, że człowiek zakocha się w lalce woskowej, a to nie jest nawet lalką!
Biadał w duszy, od czasu do czasu lamentując głośno.
— Już się stało! niema ratunku! niema sposobu odrobić tej strasznej rzeczy! Gdybym miał więcej temperamentu, zabiłbym to! Ale to nie doprowadziłoby do niczego. Ona to kocha, ona to uważa za rzecz autentyczną i żywą! Gdyby to straciła, rozpaczałaby jak po prawdziwym mężczyźnie! Ach, co za cios dla całej rodziny! Och, wolałbym umrzeć! Sellers jest najlepszym człowiekiem pod słońcem, nie myślałby o tem, gdyby — och, Boże, serce mu pęknie, kiedy się o tem dowie. I Polly również. Oto do czego doprowadza zajmowanie się temi wypędkami z piekła! Powinien był sobie spokojnie smażyć się w smole. Tam jest jego miejsce! Nie rozumiem, dlaczego taki nie śmierdzi siarką?! Kiedy jestem z nim w jednym pokoju, mam wrażenie, że się duszę!
Po chwili milczenia wybuchnął znowu:
— Jedno jest pewne. Trzeba koniecznie zatrzymać materjalizację w tem stadjum, w jakiem jest obecnie. Jeżeli ma poślubić marę, niech zostanie żoną przyzwoitego upiora w średnim wieku, a nie cowboy’a i bandyty; w co zamieni się kijankowata protoplazma, jeżeli Sellers doprowadzi dalej swoje doświadczenia! To nas kosztuje 5.000 dolarów i ograniczy rozwój Towarzystwa, ale szczęście Sally Sellers jest przecież warte więcej od tego!
Usłyszał kroki Sellersa i uspokoił się. Sellers wszedł i zajął miejsce.
— Muszę ci się przyznać, że jestem porządnie zdumiony. Przecież to je z całą pewnością. Właściwie nie je, ale przeżuwa powoli, bez apetytu — w każdym razie jednak przeżuwa. To cud prawdziwy. A teraz zachodzi pytanie, co taki robi z tem, co przeżuł? To jest ciekawe! Co on z tem robi? Zdaje mi się, że umysł nasz nie był w stanie objąć jeszcze całego cudu tego odkrycia! Ale czas to pokaże. — Czas i Nauka. Dajcie nam sposobność i nie niecierpliwcie się!
Ale Hawkins nie zdradził cienia zainteresowania. Pułkownik nie mógł wycisnąć z niego ani słowa, nie mógł wyrwać go ze stanu przygnębienia. Wreszcie wziął się na sposób i udało mu się zwrócić uwagę Hawkinsa.
— Zaczynam go lubić, Hawkins. To człowiek silnego charakteru — olbrzymiej siły woli. Pod tą spokojną powłoką kryje się najzuwchwalszy duch, jaki kiedykolwiek istniał w człowieku — to drugi Clive. Tak, jestem pełen podziwu dla jego charakteru, a po podziwie zwykle następuje lubienie, jak wiesz. Zaczynam go ogromnie lubić. Wiesz, nie mam jakoś serca degradować dla pieniędzy taki charakter do rzędu bandyty lub czegoś w tym rodzaju... Przyszedłem cię zapytać, czy nie zechciałbyś się wyrzec nagrody i nie zwolnił tego biedaka...
— Gdzie on jest?
— ...od konieczności zmaterjalizowania w istotę nam współczesną?...
— Oto moja dłoń: i serce również!
— Nigdy ci tego nie zapomnę, Hawkins! — zawołał stary dżentelmen, nie panując nad wzruszeniem. — Ponosisz dla mnie wielką ofiarę, mogącą mieć dla ciebie fatalne skutki, ale nigdy ci tego nie zapomnę i zaręczam, że dopóki ja żyję — nie pożałujesz swego czynu!
Sally Sellers przekonała się szybko i głęboko, iż stała się inną istotą; istotą wyższego i szlachetniejszego gatunku od tej, którą była do niedawna; istotą poważną, nie marzycielką; miejsce żywej i niespokojnej ciekawości dla spraw tego świata, zajął cel życia. Zmiana ta była tak wielka i istotna, iż Sally miała wrażenie że jest człowiekiem, podczas gdy dawniej była tylko cieniem; że to, co było niczem, stało się czemś, że miast nagromadzonego materjału architektonicz-