Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/75

Ta strona została przepisana.

dnego tytułu, teraz, kiedy wyrzekłaś się earlostwa swego ojca?
— Prawdziwego tytułu? Nie! ale raz nazawsze porzuciłam nasz, fałszywy!
Odpowiedź ta padła we właściwej chwili i we właściwem miejscu, by ochronić nieszczęsnego młodzieńca przed nową zmianą poglądów politycznych. Już, już się chwiał, ale odpowiedź Sally powstrzymała go od pogrążenia się raz jeszcze w nurty demokracji i zerwania z arystokracją.
Wrócił do domu zadowolony, że zadał to szczęśliwe pytanie. Dziewczyna gotowa jest przyjąć taki drobiazg, jak naturalne earlostwo: miała pewne zastrzeżenia jedynie co do fałszowanych artykułów. Tak, mógł mieć tę dziewczynę, zachowując swój tytuł. To pytanie — to był szczęśliwe posunięcie!
I Sally czuła się szczęśliwa, udając się na spoczynek: i była szczęśliwa, chorobliwie szczęśliwa przez całe dwie godziny; ale potem, gdy już zapadała w cudną i bujną nieświadomość, ponury djablik, który żyje i czatuje, kryje się i czyha w istotach ludzkich, i zawsze czeka na sposobność wypłatania swemu panu złośliwego figla — szepnął jej do ucha:
— To pytanie ma niewinny pozór — ale co się za niem kryje? co było ukrytym motywem? co je podsunęło?
Ponury djablik zranił ją, i mógł teraz schować się i odpocząć. Krwawiąca rana zrobi resztą. I zrobiła.
Dlaczego Howard Tracy zadał to pytanie? Jeżeli chce się z nią żenić nie dla tytułu — co podsunęło mu to pytanie? Czy był zupełnie zadowolony, słuchając jej zastrzeżeń co do arystokracji? Ach, on ogląda się na to earlostwo, którego ona się wstydzi — nie chce, żeby była ubogą!
Tak mówiłem ze łzami i z gniewem. Potem próbowała bronić przeciwnego stanowiska, ale robiła to słabo, nieudolnie, i wreszcie dała temu spokój. Przez całą noc dyskutowała zajmując to jedno, to drugie stanowisko: zasnęła nad ranem; wpadła w gorączkę — możnaby powiedzieć, gdyż ten rodzaj snu przypomina gorączkę, i człowiek budzi się z niego z ociężałym mózgiem i bezsilnem ciałem.


ROZDZIAŁ XXIII.

Przed udaniem się na spoczynek, Tracy napisał do ojca. Napisał list, który, jak się spodziewał zostanie lepiej przyjęty, niż kablogram, bowiem zawierał przyjemne wiadomości. Mianowicie: spróbował wolności i pracy na kawałek chleba: walczył, czego nie widzi powodu się wstydzić i przekonał się, że potrafi zarobić na życie. Ale ostatecznie przyszedł do wniosku, że sam jeden nie może zreformować świata, więc chce wrócić do domu, zająć dawne stanowisko, z którego będzie zadowolony i za które będzie wdzięczny na przyszłość. Porzuci dalsze eksperymenty w rodzaju misjonarstwa pomiędzy młodzieżą, potrzebującą oczyszczających dowodów doświadczalnych, które są jedynym logicznym i pewnym środkiem uleczenia chorej wyobraźni.
Potem poruszył kwestję małżeństwa z córką amerykańskiego pretendenta, ze sporą dozą przebiegłości i uporu. Napisał wiele pochwalnych i miłych rzeczy o dziewczynie, ale nie rozpisywał się zbytnio na ten temat, i nie robił z niego kwestji najważniejszej. Za rzecz najważniejszą uważał szczęśliwą sposobność, która pozwoli mu wrócić do Jorku i Lancaster, zaszczepić dwie róże na jednym pniu i zakończyć raz na zawsze krzyczącą niesprawiedliwość, ciążącą zbyt długo na ich rodzinie.
Możnaby przypuszczać, iż wybrał ten sposób uregulowania sprawy, ponieważ uważa go za mądrzejszy niż projektowane przez siebie zrzeczenie się tytułu, co swego czasu skłoniło go do opuszczenia Anglji. Możnaby to przypuszczać, ale on tego nie powiedział. W rzeczywistości, im dłużej czytał swój list, tem głębiej się do tego przekonywał.
Kiedy stary earl otrzymał list, pierwsza jego część sprawiła mu złośliwą i ponurą przyjemność; ale część druga wywołała kilka poważnych parsknięć, które można było tłumaczyć rozmaicie. Nie tracił atramentu na niepotrzebne czułości, ani w kablogramie, ani w liście: poprostu wsiadł na okręt, płynący do Ameryki, postanowiwszy rzecz całą zbadać na miejscu. Przez cały ten długi czas trzymał na wodzy swoje cierpienie, nie dając po sobie poznać, że tęsknota za synem wżera mu się w serce. Spodziewał się, że syn wyleczy się ze swego chorobliwego marzenia i rozumiał, że proces przejść musi przez wszystkie potrzebne stadja, bez udziału czułych telegramów z domu lub innych temu podobnych głupstw. I oto nadeszło oczekiwane zwycięstwo! Zwycięstwo — ale splamione tym idjotycznym projektem mał-