Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/83

Ta strona została przepisana.

ciągłych rozmów, widzisz, głównie z powodu swoich...
— Z powodu, iż nie był podpalaczem, ani złodziejem, sądzę! To czyniło go banalnym... Gdzie znał pan tych ludzi?
— W Cherokee Strip.
— Co za niedorzeczność! Ludność całego Cherokee Strip nie wystarczy na wytworzenie o kimś złej lub dobrej opinji. Niema dostatecznego quorum... Ależ cała ludność składa się z kilkunastu wagonów koniokradów!
Hawkins odpowiedział spokojnie:
— Nasz przyjaciel również do nich należał...
Oczy Sally zabłysły, pierś jej podnosiła się i opadała gwałtownie. Ale dziewczyna ściągnęła cugle gniewu i nie dała rozkołysać się językowi. Mąż stanu siedział nieruchomo, czekając, jak się rozwinie akcja. Był zadowolony ze swego dzieła. Myślał, iż nigdy w życiu nie postąpił równie dyplomatycznie. Teraz dziewczyna może wybierać. Nie wątpił w to. Bez względu na decyzję, postanowił ją ratyfikować i nie stwarzać dalszych trudności.
Tymczasem Sally zastanowiła się i namyśliła. Ku zdumieniu majora wydała werdykt przeciwko niemu. Powiedziała:
— Jestem jego jedynym przyjacielem i nie opuszczę go. Nie będę jego żoną, jeżeli okaże się marny, ale w przeciwnym razie, owszem, a postaram się dać mu sposobność wytłumaczenia się ze wszystkiego. Dla mnie jest to dobry i kochany chłopiec; nigdy nie widziałam w nim nic innego — oczywiście za wyjątkiem opowiadania, że jest synem earla. Ale może przy bliższem zbadaniu okaże się, że to zwykła próżność, nic więcej. Nie wierzę, że jest taki, jakim pan go odmalował. Proszę, niech go pan odszuka i przyprowadzi do mnie. Ubłagam go, żeby był ze mną szczery i wyznał mi całą prawdę, nie bojąc się niczego.
— Doskonale. Jeżeli tak zdecydowałaś — zrobię co chcesz. Ale wiesz przecież Sally, że Tracy jest ubogi i —
— Nie dbam o takie rzeczy! Co mię to obchodzi?! Przyprowadzi go pan?
— Dobrze. Kiedy?
— O, teraz już się ściemnia, więc będzie zapóźno. Ale odszuka go pan jutro rano, prawda? Obiecuje pan?
— Będziesz go miała skoro świt.
— O znów jest pan sobą! i jeszcze milszy i bardziej kochany niż dawniej!
— Nie marzę o niczem więcej. Dobranoc, kochanie.
Sally zamyśliła się na chwilę, a potem powiedziała poważnie:
— Kicham go pomimo jego nazwiska — i z lekkiem sercem zabrała się do pracy.
Hawkins udał się wprost na telegraf i ulżył swemu sumieniu. Powiedział sobie:
— Jasne jest, że nie chce się wyrzec tego galwanizowanego trupa. Końmi byś jej nie oderwał od niego! Spełniłem swój obowiązek. Teraz niech działają Sellersowie.
A więc posłał telegram do Nowego Jorku:
— Wracajcie. Specjalnym pociągiem. Chce poślubić materjalizację.
Tymczasem do Rossmore-Tower przyszedł list z zawiadomieniem, że earl Rossmore przybył z Anglji i niedługo będzie miał zaszczyt osobiście złożyć swoje uszanowanie. Sally mruknęła do siebie:
— Szkoda, że nie zatrzymał się w Nowym Jorku. Ale mniejsza o to. Może pojechać tam jutro i spotkać się z ojcem. Pewnie przyjechał oskalpować papę albo kupić jego pretensje. To mogłoby mię wzruszyć jeszcze przed chwilą, ale obecnie jest dla mnie cenne i interesujące tylko z jednego względu. Mogę powiedzieć do Meninga — do Menia — do Meńka — nie podoba mi się żadna forma tego imienia! Mogę powiedzieć mu jutro: nie próbuj wmawiać we mnie żadnych bzdurstw, bo ci powiem, z kim rozmawiałam wczoraj i będziesz musiał się wstydzić!
Tracy nie wiedział, że zostanie sprowadzony nazajutrz, bo byłby może poczekał. Ale zbyt czuł się nieszczęśliwy, by módz czekać dłużej, gdyż ostatnia jego nadzieja — list — zawiodła. List nie nadszedł. Czy ojciec naprawdę się go wyrzekł?! To nie było podobne do jego ojca, a jednak wyglądało na to! Ojciec był w gruncie nieco suchy, ale nigdy w stosunku do syna. A jednak to niewzruszone milczenie miało w sobie coś oschłego. Pomimo wszystko Tracy postanowił iść do Rossmore-Tower, i tam — co? tego nie wiedział; głowę miał zmęczoną myśleniem — nie będzie więc się namyślał nad tem, co ma powiedzieć lub zrobić. Niech sprawy ułożą się same przez się. Wystarczy mu widok Sally. Nie dba o to, co się stanie później.
Prawie nie wiedział, w jaki sposób dostał się do Rossmore-Tower. Wiedział i myślał tylko o jednem: był sam na sam z Sal-