Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/102

Ta strona została przepisana.

wlokła się jak pociąg z piaskiem, ja zaś mijałem ją z szybkością expresu północnego. Zato kiedy się wydostałem poza granice naszego systemu słonecznego, miałem sposobność spotkać komety o innych właściwościach. U nas takich komet nawet nie fabrykują; nasze w porównaniu z niemi... to tylko pusty dźwięk. Raz w nocy walę sobie pełnym biegiem przy pomyślnym wietrze, robiąc dobry miljon mil na minutę (może i więcej, ale na pewno nie mniej); wówczas zobaczyłem nagle o trzy rumby na prawo jedną z niebiańskich wędrowniczek niezwykle wielkich rozmiarów. Z położenia jej świateł na rufie wywnioskowałem, że kieruje się na północny wschód z odchyleniem pół rumba na wschód. Kierunek ten był tak zbliżony do mojego kursu, że postanowiłem nie pomijać okazji. Skręciłem ster o dwa rumby i popędziłem wprost na nią. Szkoda, żeście nie widzieli, jakem leciał i ile iskier elektrycznych sypało się ode mnie! Nim upłynęło półtorej minuty, byłem już otoczony elektryczną mgłą, świecącą wkoło mnie na mile odległości i oświetlającą przestworza jak światło dzienne. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tę kometę, błyszczała woddali niebieskawem światłem jak pochodnia pogrzebowa, w miarę mego zbliżania się do niej stawała się coraz większa i większa. Pędziłem ku niej tak szybko, że po przebyciu około stu pięćdziesięciu miljonów mil znalazłem się tak blisko niej, iż wpadłem w jej fosforyzujący ślad; blask jego tak mi oślepiał oczy, że nic nie mogłem widzieć. Zdecydowany, że nie mam poco zagłębiać się w niego dalej, skręciłem trochę ster i wziąłem kierunek, równoległy z kursem komety. Wkrótce szy-