ścigu. Dzięki temu obciążeniu burty kometa przechyliła się i straciła trochę na szybkości. Ale jej sternik był poprostu jakiś warjat! Rzucił się na tłum, wymachując rękoma i krzycząc na całe gardło:
— Marsz nadół! Nadół, wy.....[1]! Żeby mi momentalnie wszyscy byli na dole, bo inaczej czaszki wam porozbijam wszystkim, od pierwszego do ostatniego!
A więc, sir, ciągle wysuwałem się potrochu naprzód, aż wreszcie dostałem się na wysokość dziobu tego starego statku. W tym czasie wyszedł na pokład i kapitan komety; stał teraz ze sternikiem w mankietach i pantoflach, z potarganą czupryną, w porwanym nieprzemakalnym płaszczu; Boże mój miłosierny, jakie żałosne mieli przytem miny! Doprawdy, nie mogłem się, powstrzymać od zagrania im na nosie, huknąwszy przytem na całe gardło:
— Dowidzenia! Dowidzenia! Może zawieźć od was jaką wiadomość żonie i dzieciom?
Peters, to był błąd z mojej strony. Tak, sir, później nieraz żałowałem tego powiedzenia — było ono naprawdę błędem. W tem sęk, że kapitan całkiem już pożegnał się był z nadzieją wyprzedzenia mnie, ale moja ostatnia uwaga wydała mu się nazbyt obraźliwa. Takiego ciosu nie mógł znieść. Odwrócił się do sternika i powiedział:
— Czy wystarczy nam siarki na tę sztuczkę?
— Tak jest, sir.
— Na pewno?
- ↑ Kpt. Stormfield nie pamięta, co to było za słowo. Twierdzi, że było cudzoziemskie.