Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/117

Ta strona została przepisana.

trzeba pomyśleć; do pana należało pomyśleć o tem i zapytać. Żegnam pana; według wszelkiego prawdopodobieństwa nie zobaczymy go w tym rejonie przed upływem tysiąca stuleci.
— W takim razie au revoir — zakończyłem.
Wskoczyłem na dywanik, zamknąłem oczy, wstrzymałem oddech i wyraziłem w duchu życzenie znalezienia się w biurze rejestracyjnem mojej sekcji. Nie upłynęła sekunda, a usłyszałem znajomy mi głos, wołający tonem urzędowym:
— Harfę, brewjarz, parę skrzydeł i aureolę rozmiar Nr. 13 dla kapitana Eljasza Stormfielda z San Francisco! Wydać mu świadectwo zdrowia i wpuścić go.
Otworzyłem oczy. Rzeczywiście — był to inżynier Pe-Ute, którego znałem kiedyś w hrabstwie Towlar; bardzo morowy chłopak — doskonale pamiętałem jego pogrzeb, który polegał na tem, że trupa jego spalono, a Indjanie wysmarowali sobie fizjonomje popiołem i wyli dobre dwie godziny jak dzikie koty. Bardzo się ucieszył, że mnie spotkał — ja naturalnie również rad go zobaczyłem i zacząłem odczuwać, że jednak dostałem się wreszcie tam, gdzie należy.
Cała przestrzeń dokoła, jak okiem sięgnąć, była wypełniona całemi rojami urzędników, biegających i krzątających się po biurze, przebierających tysiące Jankesów, Meksykanów, Anglików i Arabów w ich nowe stroje; gdy i mnie wręczono moją paczkę i gdy przyczepiłem sobie aureolę, poczułem się tak szczęśliwy, że gotów byłem wskoczyć na dach z radości. „No, teraz już wszystko załatwione, jak należy! — triumfowałem. — Teraz wszystko doskonale, dajcieno tylko obłok“.