Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/122

Ta strona została przepisana.

i piękne; ale pracować tu trzeba więcej niż gdziekolwiek indziej. Leniuchów tu nie znajdziecie z wyjątkiem nowicjuszów, a i ci przestają być nimi po upływie dnia od chwili przybycia. Śpiewanie hymnów i machanie gałązkami przez całą wieczność to rzecz pociągająca, kiedy się siedzi na ławie szkolnej; w istocie ten sposób zabijania czasu nie ma sobie równych pod względem męczącej nudy, jaką wzbudza. Hymny, aureola, dźwięki harf — to raj niedołęgów. „Wieczne odpoczywanie” — to nieźle brzmi w kościele; a poznajcie je w rzeczywistości — przekonacie się, jakie to słodkie. Jak Boga kocham, Stormfield, człowiek, który tak, jak wy, nie miał przez całe życie ani chwili spokoju, dostawszy się do raju, gdzie nikt nic nie robi, przed upływem sześciu miesięcy zostałby kandydatem do domu warjatów. W niebie w najmniejszym stopniu nie można myśleć o odpoczynku — na Boga, nie kłopoczcie się o to!
— Sam — odpowiedziałem mu — cieszę się z tego, co słyszę, tak bardzo, jak bardzo byłbym zmartwiony, gdybym tego nie słyszał. Teraz jestem zadowolony, że się tu dostałem.
— No i cóż, kapitanie, zmęczyliście się dzisiaj, sądzę?
— Sam, nie znajduję słów na określenie stopnia mego znużenia! Możecie uważać, żem się zmachał jak pies; jeżeli trochę przesadzicie, to niewiele — słowo honoru!
— Całkiem słusznie, całkiem słusznie. Zasłużyliście na nagrodę i otrzymacie ją. Zapracowaliście sobie na dobry apetyt i będziecie się cieszyć z obiadu. Tu taki sam porządek, jak i na ziemi — przed doznaniem przyjemności, trzeba na nią za-