Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/126

Ta strona została przepisana.

sobie nawet wyobrazić, ile wycierpiałem w czasie mojej drugiej młodości.
— I jak długo ona trwała?
— Akurat dwa tygodnie. Dla mnie i tego było więcej niż dosyć. I to straszne osamotnienie, jakie odczuwałem! Zrozumcie, że posiadałem wiedzę i doświadczenie siedemdziesięciodwuletniego człowieka; najgłębsze myśli tej młodzieży brzmiały w moich uszach jak początki abecadła. A ich spory i rozważania — słuchając ich, można było umrzeć ze śmiechu, gdyby nie były takie żałosne! Takem się stęsknił za poważnymi ludźmi i trzeźwą rozmową, do jakiej przywykłem, że wkońcu spróbowałem poszukać towarzystwa ludzi starych, ale ci przyjęli mnie jak młodego urwipołcia i wszyscy co do jednego odwrócili się ode mnie. Te dwa tygodnie aż za bardzo mi wystarczyły. Strasznie się ucieszyłem, kiedy znów stałem się posiadaczem łysej głowy, fajki i marzycielskich rozmyślań w cieniu drzew i skał.
— Czyżbyście sądzili, że już tak na wieki zostaniecie siedemdziesięciodwuletnim?
— Nie wiem i, prawdę mówiąc, nie jestem ciekaw. Ale wiem doskonale, że już nigdy nie zapragnę przeskoczyć znowu na dwudziesty piąty rok życia. Teraz już wiem tysiąc razy więcej, niż wiedziałem dwadzieścia siedem lat temu i z każdym dniem rozszerzam swoje wiadomości, ale jakoś nie starzeję się, to jest fizycznie, chcę powiedzieć. Umysł mój starzeje się; wzmacnia się, staje się coraz dojrzalszy i bezustannie się rozwija.
— Czyżby i dziewięćdziesięcioletni starzec też mógł odmłodnieć?