Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/138

Ta strona została przepisana.

sięcy ludzi, wyrażających gorące życzenie odnalezienia Abrahama, Izaaka i Jakóba, rzucenia się im w objęcia i popłakania wraz z nimi. Zwróćcie tylko uwagę — sześćdziesiąt tysięcy! To trochę za duża porcja dla staruszków. Gdyby się na to zgodzili, musieliby nie robić nic innego, tylko całemi latami stać na jednem miejscu i podlegać uściskom oraz oblewaniu łzami w ciągu trzydziestu dwóch godzin na dobę. Pewnego tygodnia wreszcie zamęczyliby się i zmokli jak myszy. W cóżby się wtedy raj dla nich zamienił? W miejsce, z którego chciałoby się jak najprędzej dać drapaka. Każdy z tych trzech to bardzo miły i dobry staruszek, ale całować się ze zwarjowanymi fanatykami z Brooclynu mają tyle samo ochoty, co i wy. Pamiętajcie moje słowa — życzenie mr. Talmadge będzie przyjęte z wdzięcznością, ale nieuwzględnione. Granice snobizmu istnieją nawet w raju. Gdyby Adam pokazywał się każdemu nowoprzybyłemu, który zapragnie spojrzeć na niego i otrzymać jego autograf, musiałby na to poświęcić cały swój czas. Talmadge mówił, że podobnie jak Abrahamowi, Izaakowi i Jakóbowi zamierza złożyć hołd Adamowi. Będzie musiał zrezygnować z tego zamiaru.
— Czy sądzicie, że Talmadge istotnie dostanie się tutaj?
— O, naturalnie, ale niech was to nie przestrasza. On się przyłączy do podobnych sobie, a tych jest tutaj niezmierna ilość. Na tem właśnie polegają rajskie rozkosze, że są tu ludzie różnego gatunku. Każdy znajdzie sobie przypadające do serca towarzystwo; innych pozostawi w spokoju, ci zaś postąpią w stosunku do niego