Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/139

Ta strona została przepisana.

identycznie. Jeżeli bóstwo robi cośkolwiek, robi to rozsądnie i w duchu liberalnym.
Sandy posłał do domu po swoje rzeczy, ja też posłałem po swoje, i koło dziewiątej zaczęliśmy się ubierać.
— Będzie to dla was wielki dzień, Stormie zauważył między innemi Sandy. — Wygląda na to, że dziś pokaże się tłumowi niejeden patrjarcha.
— Doprawdy?
— Na to wygląda. Oni coprawda trzymają się bardzo zdaleka. Prawie nigdy nie pokazują się zwykłej publiczności. Mnie osobiście wydaje się, że oni wyłażą tylko na ceremonje nawrócenia. Uchyliliby się i od tego, ale ziemskie tradycje zmuszają ich do tej parady.
— A czy pokazują się razem, Sandy?
— Kto? Wszyscy patrjarchowie? Rzadko kiedy w większej ilości niż dwóch naraz. Żeby zobaczyć wszystkich proroków i patrjarchów, będziecie musieli spędzić tu z pięćdziesiąt tysiącleci albo i więcej. W czasie mego pobytu tutaj raz tylko pokazał się Hiob i raz Cham z Jeremjaszem. Ale najciekawsze, czego byłem świadkiem, miało miejsce przed rokiem; zdarzyło się to akurat podczas przyjęcia Anglika, Charles Peace’a. Dnia tego na Wielkiej Równinie było obecnych czterech patrjarchów i dwóch proroków; podobnego przyjęcia nie było od czasów przybycia tu kapitana Keda. Był tu Abel, sam Abel, po raz pierwszy od tysiąca dwustu lat. Krążyły pogłoski, że sam Adam ma zamiar przyjść; rzecz prosta, wystarczyłby Abel, żeby zgromadzić niezliczone tłumy, ale należy stwierdzić, że nikt tak nie pociąga ludzi, jak Adam. Pogłoska była fałszywa, ale się rozeszła. Mój Bo-