Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/141

Ta strona została przepisana.

mi podobizny patrjarchów — pamiętacie? Są na nich wyobrażeni z głową, otoczoną jakgdyby miedzianym krążkiem. Ale to tylko słabe podobieństwo tego, co jest w rzeczywistości, naprawdę są one o wiele piękniejsze i jaskrawsze.
— Rozmawialiście kiedy z tymi patrjarchami i archaniołami, Sandy?
— Kto — ja? Co też wam przychodzi do głowy, Stormie? Samo przez się rozumie się, że nie jestem godzien nawet powitać ich.
— A Talmadge?
— Naturalnie, że również nie. Macie o tem zwykłe dla ziemi pojęcia, sam miałem je kiedyś, ale teraz już się ich pozbyłem. Tam wdole mówią, że tutaj panuje Król Niebieski — to całkiem słuszne; ale uważają przytem królestwo niebieskie za coś w rodzaju republiki, gdzie wszyscy są równi i każdy ma prawo ściskać się, całować i być zapanbrat ze wszystkimi bez różnicy, od małych do wielkich. Co za pocieszna naiwność! Bo i skądżeby się wzięła republika, jeżeli jest król? I jakże można proklamować republikę, skoro naczelnik państwa jest nieograniczonym monarchą, zatrzymuje swój tron na wieki, nie ma ani parlamentu, ani rady, któraby miała prawo mieszać się w jego sprawy? Gdzie nikt nie wybiera, nikogo nie wybierają, nikt nie ma głosu w sprawach rządzenia, nikogo nie proszą o udział w niem, co więcej — nikomu w najmniejszym stopniu nie pozwalają interesować się niem? Ładna republika, prawda?
— Tak, okazuje się, że jest troszkę inaczej, niż oczekiwałem. Sądziłem jednak, że będzie mi dozwolone zawrzeć znajomość ze znakomitościa-