Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego tak sądzicie?
— Dlatego, że gdyby był chory, to ma się rozumieć, rozebrałby się i położył do łóżka, prawda? A ten przeciwnie. Przez cały czas nie zdejmował nawet butów.
— A to dopiero! I nie kładł się do łóżka?
— Nie.
Tomek Sawyer należał do tych ludzi, których można karmić zamiast chleba jakąkolwiek tajemnicą. Gdyby przed nami dwoma położono na stole do wyboru: tajemnicę i smaczne ciastko, nie wahalibyśmy się długo. Taką już mam naturę, że zarazbym porwał ciastko, a Tom przeciwnie — zabrałby się do tajemnicy. Natury bywają różne. Tom zapytał służącego:
— Jak się ten człowiek nazywa?
— Philips.
— Skąd jedzie?
— Zdaje się, że wsiadł na statek w Aleksandrji.
— Jak myślicie, co to za ptaszek?
— Nie wiem, zupełnie o tem nie myślałem.
Oto — pomyślałem sobie — jeszcze jeden, który zabrałby się raczej do ciastka niż do tajemnicy!
— Czy jest w nim coś szczególnego? W jego manierach lub rozmowie?
— Niema w nim nic szczególnego, tylko wydaje się bardzo bojaźliwym, dniem i nocą zamyka drzwi na klucz i, jeżeli do niego zapukać, nigdy nie otworzy odrazu, tylko najpierw popatrzy przez szparę, żeby się przekonać, kto do niego puka.
— Jak Boga kocham, to ciekawe! Chciałbym na niego popatrzeć. Czy nie moglibyście, gdy na-