Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/157

Ta strona została przepisana.

pusty teatr przed zapaleniem świateł. Sandy powiedział:
— Usiądziemy tutaj i poczekamy. Niedługo zobaczymy czoło pochodu.
— Jak tu pusto, Sandy. Nikogo oprócz nas dwóch; żeby tylko nowonawrócony nie czuł się tem dotknięty.
— Bądźcie spokojni, wszystko będzie w porządku. Jak tylko oddadzą salwę — zobaczycie:
W jakiś czas potem zobaczyliśmy daleko na horyzoncie słabe światło.
— To czoło procesji z pochodniami — zauważył Sandy.
Światło zaczęto się rozszerzać i wzmacniać; wkrótce zamieniło się w krąg świetlny, podobny do światła lokomotywy. Ciągle się zwiększało i stawało się coraz jaśniejsze, aż wkońcu upodobniło się do słońca, wznoszącego się nad horyzontem morza.
— Patrzcie na Wielki Amfiteatr i na miejsca dla publiczności! — powiedział Sandy. — I posłuchajcie salwy.
W tej samej chwili rozległ się straszny huk i wstrząsnął niebem; było to coś jakby salwa miljona piorunów. Potem wszystko wkoło nas zostało zalane oślepiającem światłem i w jednej chwili wszystkie miejsca co do jednego okazały się zajęte przez widzów. Wrażenie było wstrząsające. Sandy pierwszy na nowo podjął rozmowę:
— Tak się to u nas robi! Bez straty czasu bez spóźniających się i takich, którzy nie byli