Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/158

Ta strona została przepisana.

przy podniesieniu kurtyny. Życzenie zawsze jest szybsze od podróży. Ćwierć sekundy temu każdy z tych widzów znajdował się o miljony mil stąd. Gdy się rozległ ostatni sygnał, pozostawało im tylko zapragnąć, by momentalnie znaleźć się tutaj.
W tejże chwili rozległa się pieśń olbrzymiego chóru:

„Pragniemy usłyszeć twój głos
I ujrzeć cię twarzą w twarz“.

Melodja była piękna, ale psuły ją niektóre niewyuczone głosy, jak to się zdarza i na ziemi podczas improwizowanych koncertów.
„Czoło pochodu zaczęło przeciągać koło nas. Było to podziwu godne widowisko“.
Mijał nas zwarty tłum pół miljona aniołów, idących miarowym krokiem z zapalonemi pochodniami w rękach i ze śpiewem; szelest ich skrzydeł przyprawiał o ból głowy. Procesja ta ciągnęła się daleko po niebie, i koniec jej niknął we mgle oddalenia. Szeregi aniołów ciągnęły i ciągnęły bez końca; całe chmary ich przedefilowały przed Amfiteatrem, i oto wreszcie ukazał się i nowonawrócony. Wszyscy widzowie powstali z miejsc, witając go miljardami głosów. Szedł, błogo uśmiechnięty, aureolę przekrzywił sobie na ucho; po raz pierwszy zdarzało mi się widzieć tak zadowolonego z siebie świętego. Gdy wchodził po stopniach Amfiteatru, chór śpiewał:

„Całe niebo śpiewa na twą cześć
pragnie usłyszeć twój głos“.