Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

stępnym razem pójdziecie do niego, otworzyć drzwi szerzej i...
— Nie, to zupełnie niemożliwe! On zawsze stoi przy drzwiach i natychmiast je zamyka.
— Słuchajcie. Dacie mi swój fartuch i pozwolicie mi rano zanieść mu śniadanie do kajuty.
Służący powiedział, że się zgadza, jeżeli bufetowy nie będzie miał nic przeciwko temu. Tom zabrał się do załatwienia sprawy z bufetowym i rzeczywiście załatwił ją. Pozwolono nam kolejno kłaść fartuch i zanosić jedzenie do kajuty nieznajomego.
Tom prawie wcale nie spał tej nocy, tak się przejmował tajemnicą, otaczającą Philipsa, i całą noc starał się odgadnąć tę tajemnicę, ale naturalnie jego wysiłki były bezskuteczne. A ja przeciwnie — skorzystałem z okazji, żeby się porządnie przespać. Przecież i tak, choćbym sobie nie wiem jak łamał głowę, nie odgadnę, co to za jeden ten Philips, mówiłem do siebie, zasypiając.
Dobrze. Rano, ledwieśmy wstali, nałożyliśmy fartuchy, wzięliśmy do rąk tace, i Tom zapukał do drzwi. Tajemniczy pasażer popatrzył na nas przez szparę, potem wpuścił nas i natychmiast zatrzasnął za nami drzwi. Gdy tylko spojrzeliśmy na niego, przysięgam, omal nie upuściliśmy tac z rąk, do tego stopnia byliśmy zdumieni!
— Skąd pan się tu wziął, panie Jupiterze Dunlap? — zapytał Tom.
Jupiter był zdumiony i, jak się zdaje, nie wiedział, czy się ma lękać, czy cieszyć; rumieńce znowu wystąpiły mu na twarzy, chociaż z początku bardzo pobladł. Zaczęliśmy gadać o tem