Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

jacy pasażerowie jadą na pokładzie statku. Powiedzieliśmy mu. Ale on nie był zadowolony z naszej odpowiedzi i poprosił, żeby mu opisać pasażerów bardziej szczegółowo. Tom zabrał się do tego. Wreszcie, kiedy opisywał najgrubszego i najbardziej oberwanego z pośród tych pasażerów, Jack zadrżał, i wyrwało mu się westchnienie.
— O, mój Boże, to jeden z nich! — jęknął. — To znaczy, że oni są na statku — wiedziałem o tem! Miałem słabą nadzieję, że udało mi się im wyślizgnąć, ale nie miałem odwagi w to wierzyć. Mówcie dalej.
Ale zaledwie Tom zaczął opisywać drugiego oberwańca z liczby pasażerów pokładu, gdy Jack znowu zadrżał i przerwał mu.
— To on — to drugi! Ach, żeby tak zapadła ciemna, burzliwa noc, tak, żebym mógł niepostrzeżenie wysiąść na brzeg! Widzicie, oni mnie śledzą i, jak tylko wysiądę na brzeg, natychmiast będą o tem wiedzieli.
I nim minęło kilka minut, zaczął nam opowiadać o sobie.
— To była zręczna gra — zaczął. — Upatrzyliśmy sobie pewien magazyn jubilerski w Saint-Louis. Bardzo nas tam interesowała para wspaniałych, ogromnych brylantów, wielkości orzecha; wszyscy zbiegali się oglądać je i zachwycali się niemi. Ubraliśmy się jak najszykowniej i odegraliśmy swe przedstawienie na oczach wszystkich w biały dzień. Poprosiliśmy o przysłanie nam brylantów do hotelu, żebyśmy mogli lepiej im się przyjrzeć; a kiedy nam je przysłano, zręcznie zamieniliśmy je fałszywemi kamieniami, które mieliśmy przygotowane, i odesłaliśmy je do sklepu