Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/27

Ta strona została przepisana.

ślane? Nic chytrzejszego być nie może! Zawczasu przygotował sobie zwitek, w którym zamiast brylantów były dwa kawałki cukru, i niepostrzeżenie podsunął go niemal w naszych oczach.
Czuliśmy się całkiem wystrychnięci na dudków. Ale trzeba było koniecznie jakoś wyplątać się z tego, więc ułożyliśmy pewien plan.
Postanowiliśmy zawinąć kawałki cukru w papier po dawnemu, potem pocichu wrócić do kajuty i położyć zwitek na dawnem miejscu, jakbyśmy go wcale nie ruszyli i jakby nam nawet na myśl nie przychodziło, że Baud chciał nam zrobić kawał i teraz chrapie sobie jak najspokojniej, w pełnem przekonaniu, że wyprowadził nas w pole. Postanowiliśmy również ani na chwilę nie zostawiać go samego i pewnego wieczoru po wylądowaniu upić go do nieprzytomności, zrewidować, odnaleźć brylanty, a potem skończyć z nim, jeżeli to będzie można zrobić bez ryzyka. Skończyć z nim trzeba będzie koniecznie, bo w przeciwnym wypadku onby się sam postarał skończyć z nami. Ale nie miałem wielkiej nadziei, że uda się nam znaleźć brylanty. Upić go do nieprzytomności łatwo — on do picia zawsze gotów — ale co z tego za pożytek? Na pewno umiał tak schować brylanty, że choćbyśmy go rewidowali cały rok, i tak nic nie znajdziemy...
Ale w tej samej chwili aż mi dech zaparła pewna myśl, która mi zaświtała w głowie. Ta myśl prześwidrowała mi mózg, oślepiła mnie i serce mi zaczęło bić z radości! Akurat w tym czasie zdjąłem buty, żeby dać odpoczynek nogom, i kiedy znowu zacząłem się obuwać, przypadkowo