Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/36

Ta strona została przepisana.
V

Statek dopiero pod wieczór dobił do przystani, a ponieważ słońce już zachodziło, szybkim krokiem poszliśmy wprost na umówione miejsce wpobliżu grupy drzew, żeby powiedzieć Jackowi, żeśmy jeszcze nie zdążyli być w domu i że jeżeli poczeka na nas pod drzewami, to po jakimś czasie znowu przyjdziemy do niego i zakomunikujemy mu wszystkie konieczne dla niego wiadomości. Zaczynało się już ściemniać, kiedyśmy skręcili koło lasu i zadyszani naskutek szybkiego biegu skierowali się ku grupie drzew, do której pozostawało nam jeszcze ze trzydzieści yardów; w tej samej chwili zobaczyliśmy, jak dwóch ludzi rzuciło się w gąszcz. Dały się stamtąd słyszeć rozdzierające wołania o pomoc. „Biedny Jack, pewnie zabity“ — powiedzieliśmy. Ogarnęło nas takie przerażenie, że tracąc przytomność umysłu, rzuciliśmy się do ucieczki w kierunku pola tytoniowego i ukryliśmy się tam, drżąc jak w febrze. Ledwieśmy się zdążyli schować, gdy obok nas przebiegli jeszcze dwaj ludzie i znikli w grupie