Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/41

Ta strona została przepisana.
VI

Szliśmy cały czas za Jimem i Laimem, dopóki nie doszliśmy do płotu, za którym stała chata starego murzyna, Jima. Psy rzuciły się ku nam z radosnem ujadaniem i otoczyły nas; w domu paliło się światło; nie było czego bać się teraz. Pozostawało nam tylko wejść w podwórze, ale Tom powiedział:
— Stój! Posiedzimy tu chwilkę.
— O co chodzi? — zapytałem.
— Zaraz zobaczymy! — odpowiedział. — Huck, ty naturalnie myślisz, że pierwsi opowiemy zaraz wujowi i ciotce o tem, kto tam pod drzewami leży zabity, i jacy zbrodniarze go zabili, i jak zamordowanemu zabrali brylanty, opowiemy wszystko, żeby sława przypadła w udziale nam jako ludziom, którzy pierwej niż wszyscy dowiedzieli się o tej sprawie i mogą o niej opowiedzieć o wiele więcej niż ktokolwiek inny?
— No naturalnie. I ma się rozumieć, ty, Tomku, opowiadaj, bo nikt inny lepiej od ciebie tego nie potrafi zrobić.