Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, Huck — odpowiedział Tom z niewzruszonym spokojem. — A co powiesz, jeżeli ci oświadczę, że zupełnie nie mam zamiaru o czemkolwiek opowiadać?
Byłem zdumiony, słysząc to, i odpowiedziałem:
— Powiem, że żartujesz, Tomku Sawyer, ty nie możesz tego mówić na serjo.
— Zaraz się przekonasz. A więc czy widmo było boso, czy w butach?
— W butach! Ale cóż z tego wynika?
— Poczekaj, niedługo zobaczysz, co z tego wynika. Wiec ono było w butach?
— Tak. Widziałem to całkiem wyraźnie.
— Przysięgasz?
— Tak, przysięgam.
— I ja przysięgam. Czy wiesz, czego to dowodzi?
— Nie. Czegóż to może dowodzić?
— To dowodzi, że mordercy nie zabrali brylantów.
— Niech to djabli! Dlaczego tak myślisz?
— Nietylko myślę tak, ale jestem tego pewny. Czyż nie widzieliśmy, że widmo miało niebieskie okulary, spodnie w kratkę, bokobrody i nawet torbę w rękach? I jeżeli miało jego buty, to dowodzi, że one nie zostały zdjęte przez morderców, a jeżeli nie, to już nie wiem, co się nazywa dowodami.
Pomyślcie no, co za głowę miał ten chłopak! Przecież ja także miałem oczy i byłem przytomny, ale nigdy nie przychodziły mi do głowy podobne myśli. Tom Sawyer miał szczególną naturę. Kiedy Tom spojrzy na jakiś przedmiot, ten jak żywy zaczyna mu opowiadać o wszystkiem — niczem