Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/47

Ta strona została przepisana.

wiary ani jednemu słowu. Ty i Huck Finn na pewno byliście tam, gdzie was wcale nie proszono, jestem tego pewna; znam dobrze was obu. Teraz wytłumacz mi wszystkie te bzdury o psie, jeżynach i latarni, tylko uważaj, żebyś się gorzej nie zaplątał — słyszysz?
Tom, mocno urażony, odpowiedział jej poważnie:
— Wielka szkoda, że Huck musiał wysłuchać tylu przykrych słów z powodu drobnej omyłki, którą każdy mógł popełnić.
— A jaką omyłkę on zrobił?
— Tę tylko, że powiedział: jeżyny, podczas gdy trzeba było powiedzieć: poziomki.
— Tomku Sawyer, jeżeli nie przestaniesz mnie złościć, to daję ci słowo, że...
— Ciociu Sally, ciocia się głęboko myli, wcale tego nie podejrzewając. Gdyby ciocia nauczyła się, jak należy, historji naturalnej, wiedziałaby ciocia, że na całym świecie z wyjątkiem tylko Arkansas, zawsze poluje się na poziomki z psem... i z latarnią...
Ale tu ciocia Sally poprostu oniemiała. Napadła na Toma z taką wściekłością, że słowa nie wychodziły z jej ust oddzielnie, lecz wylatywały salwami jak wystrzały. Tom na to tylko czekał. Doprowadził ją do pasji, a potem spokojnie czekał, aż gniew jej się wypali i zgaśnie. I kiedy gniew cioci Sally mijał, było jej tak przykro wspominać o swym wybuchu, że nie chciała już słyszeć o tem więcej ani słowa. Tak też stało się i teraz. Kiedy się uspokoiła i przyszła do siebie, Tom zaczął z całkiem dobrą miną:
— A jednak, ciociu Sally, powtarzam...