Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/50

Ta strona została przepisana.

— Czy jestem stróżem jego brata, żeby go pilnować? — I tu, jakgdyby wstyd mu się zrobiło tego surowego tonu, dodał o wiele bardziej miękko, jakby żałując, że powiedział te słowa:
— Nie gniewajcie się na mnie, Billy; gniewam się zupełnie bez powodu; jestem niezdrów w ostatnich czasach, więc powinniście mi wybaczyć. Powiedzcie waszemu panu Braisowi, że jego brata tutaj nie ma.
Gdy murzyn wyszedł, wujaszek Siles powstał z miejsca i zaczął niespokojnie chodzić tam i zpowrotem po pokoju, coś szepcząc i mrucząc do siebie. Doprawdy litość brała patrzeć na niego. Ciocia Sally powiedziała szeptem, żebyśmy nie zwracali na niego uwagi, bo to go denerwuje. Dodała, że od czasu, jak się zaczęły wszystkie te przykrości, wuj ciągle się zamyśla i zamyśla i że jest pewna, iż w chwilach, kiedy go ogarnia to zamyślenie, niezupełnie zdaje sobie sprawę z tego, co robi lub mówi; częściej niż dawniej wstaje teraz w nocy we śnie i chodzi po całym domu, a czasem wychodzi nawet na dwór, i w takich chwilach nie należy go budzić ani zatrzymywać. Dodała jeszcze, że tylko jedna Benny umie się z nim obchodzić. Benny wie, kiedy należy podejść do niego i uspokoić go i kiedy należy go zostawić samego.
Wuj chodził więc po pokoju i mruczał, póki się wreszcie nie zmęczył. Wówczas Benny podeszła do ojca, tkliwie przytuliła się do niego, wzięła go za rękę, a drugą ręką objęła go w pasie i zaczęła chodzić razem z nim; uśmiechnął się do niej i, nachylając się, pocałował ją; w ten sposób stopniowo opuścił go niepokój, i Benny odprowa-