Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/51

Ta strona została przepisana.

dziła go do sypialni. Byli tak czuli dla siebie wzajemnie, że miło było patrzeć na nich.
Ciocia Sally zaczęła układać dzieci do snu; była to długa i nudna historja, dlatego też poszliśmy z Tomem na mały spacer przy świetle księżycowem — skierowaliśmy się do ogrodu, wybraliśmy dojrzały arbuz i zjedliśmy go, rozmawiając cały czas o tem, co nas zajmowało. Tom wypowiedział przypuszczenie, że wszystkim tym zatargom winien jest Jupiter i że on, Tom, przy pierwszej okazji postara się o tem przekonać; jeżeli okaże się, że jego przypuszczenie jest słuszne, wówczas skłoni wuja Silesa do wypędzenia Jupitera.
Tak rozmawialiśmy, palili i częstowali się arbuzem ze dwie godziny, tak, że kiedy wróciliśmy do domu, było już ciemno i wszyscy spali.
Tom zawsze dostrzegał każdy drobiazg; tak też i teraz dostrzegł, że na wieszadle niema starego zielonego ubrania wuja Silesa, a kiedy wychodziliśmy z domu, wisiało tam. Obaj znaleźliśmy, że to dziwne, a potem poszliśmy do swego pokoju i położyliśmy się spać. Słyszeliśmy, jak Benny chodziła po swoim pokoju, który był akurat obok naszego, i wywnioskowaliśmy z tego, że niepokoi się o swego ojca do tego stopnia, że nie może spać. My także nie mogliśmy zasnąć. Zaczęliśmy palić i rozmawiać szeptem, odczuwając smutek i przygnębienie. Morderstwo i widmo Jacka, które nam się ukazało w księżycowem świetle, stanowiły temat naszej rozmowy, i ogarnął nas taki strach, że zupełnie nie mogliśmy zasnąć.
Wkońcu przed samym świtem Tom trącił mnie i powiedział szeptem, żebym spojrzał w okno;