derstwie. Powiedział mi, że w razie, gdybyśmy spotkali ludzi, którzy zakomunikują nam, że Jack został znaleziony bez życia pod grupą drzew — mamy udać, że jesteśmy tem bardzo przestraszeni i zdumieni.
Gdy tylko deszcz przestał padać, wyszliśmy z domu. Zrobił się dzień, i idąc drogą, spotykaliśmy to tego, to owego zpośród sąsiadów, z każdym z nich zatrzymywaliśmy się, żeby zamienić parę słów, mówiliśmy, kiedyśmy przyjechali, i jak się powodzi wujowi Silesowi, i jak długo mamy zamiar u niego zabawić, ale nikt z nich nie powiedział nam ani słowa o zabójstwie. To zaczynało wydawać się zagadkowe. Tom powiedział, że gdybyśmy poszli do grupy drzew, na pewno okazałoby się, że zabity leży tam samiuteńki, a około niema ani żywej duszy. Potem wyraził przypuszczenie, że ci dwaj ludzie zapędzili morderców tak daleko w głąb lasu, że te łotry skorzystały ze sposobności i zabiły swych prześladowców, tak, że teraz niema nikogo, ktoby mógł zawiadomić o morderstwie.
Rozmawiając w ten sposób, niepostrzeżenie znaleźliśmy się wpobliżu grupy drzew. Zimno mi się zrobiło ze strachu i nie mogłem ani kroku dalej zrobić, chociaż Tom zaciągał mnie tam. Ale Tom nie mógł się powstrzymać; musiał koniecznie zobaczyć, czy zabity ma buty na nogach. Ostrożnie podpełznął pod drzewa, ale nie upłynęła nawet minuta, jak wrócił z wytrzeszczonemi ze zdumienia oczyma i szepnął:
— Huck, on zniknął!
Byłem oszołomiony.
— Nie może być, Tom — powiedziałem.
Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/53
Ta strona została przepisana.