— Zniknął, to niewątpliwe. Nigdzie niema najmniejszych śladów. Jeżeli była krew, to zmył ją deszcz, i pozostały tylko kałuże brudnej wody.
Wkońcu i ja zdecydowałem się pójść pod drzewa; okazało się, że Tom miał rację — nigdzie nie było najmniejszych śladów trupa.
— Tak, zniknął — powiedziałem — i brylanty też zniknęły. Jak myślisz, Tom, czy tamci nie wrócili tutaj, żeby go zabrać?
— Na to wygląda. Bardzo możliwe. Tylko gdzie oni go ukryli, jak myślisz, Huck?
— Nie wiem — odpowiedziałem ze wstrętem i nie chcę wiedzieć. W każdym bądź razie, buty są w ich rękach; tylko to mnie interesuje. Co się zaś tyczy Jacka, ten może pozostać tam, gdzie go położyli, nie będę go szukał.
Tom przeciwnie był bardzo ciekawy, gdzie się podział trup Jacka; ale powiedział, że powinniśmy milczeć i uciekać i że wkrótce albo psy, albo ktoś z sąsiadów znajdzie zabitego.
Wróciliśmy do domu na śniadanie bardzo rozstrojeni, przygnębieni i niezadowoleni. Nigdy jeszcze nie byłem w tak smutnem usposobieniu.
Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/54
Ta strona została przepisana.