Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/60

Ta strona została przepisana.

wprost. Natychmiast skierował się ku Jackowi, a ja trzymałem się trochę ztyłu, bo przecież mogło się okazać, że to wcale nie Jack, ale naprawdę widmo. Podszedłszy do Jacka, czy też jego widma, Tom powiedział:
— Ja i Huck bardzo się cieszymy, widząc pana znowu, i może pan być przekonany, że nic nie rozgadamy. A jeżeli pan chce, żebyśmy udawali, że wcale pana nie znamy, niech pan powie jedno słowo, a przekona się pan, że na nas można polegać; prędzej pozwolimy sobie ręce obciąć, niż narazimy pana na najmniejsze choćby niebezpieczeństwo.
Z początku, widząc nas, wydawał się zdziwiony i niezbyt zadowolony; ale stopniowo, podczas gdy Tom mówił, twarz Jacka się rozjaśniła, a kiedy Tom skończył, Jack się uśmiechnął, kiwnął kilka razy głową, zaczął nam dawać jakieś znaki rękoma i zabeczał, jak beczą niemi.
Wtedy zobaczyliśmy, że drogą idzie kilku robotników z fermy Stewa Nickersona, który mieszkał po tamtej stronie prerji, i Tom powiedział:
— Doskonale pan gra swoją rolę; nigdy nie widziałem podobnej zręczności. Ma pan rację, pan musi koniecznie udawać, nawet przed nami, żeby prędzej nabrać przyzwyczajenia i nie wygadać się. Będziemy się trzymać zdaleka i udawać, że nie znamy pana, ale jeżeli panu będzie potrzebna pomoc, proszę dać nam znać.
Potem poszliśmy drogą na spotkanie robotnikom Nickersona, którzy zaraz zaczęli nas wypytywać, co to za nieznajomy, co z nami rozmawiał, skąd przyszedł, jak się nazywa, jakiego jest wyznania, jakie są jego poglądy polityczne — krócej