Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/62

Ta strona została przepisana.
IX[1]

Po kilku dniach głuchoniemy stał się nadzwyczajnie popularny. Chodził od fermy do fermy, i wszyscy sąsiedzi bardzo byli dumni ze znajomości z tą interesującą osobistością. Zapraszali go to na śniadanie, to na obiad, to na kolacje; karmili go więcej niż dosyta i nigdy nie przestawali wytrzeszczać na niego oczu, dziwić mu się, rozpytywać o wszelkie tyczące się go drobiazgi — do tego stopnia wydawał się im niezwykły i tajemniczy. Jego znaki mimiczne nie były dla nikogo zrozumiałe, i prawdopodobnie on sam też ich nie rozumiał, ale niewzruszenie grał dalej swą rolę, i cała ludność okoliczna z zadowoleniem patrzyła na niego i słuchała, jak wydawał oderwane głosy, podobne do beczenia. Nosił wszędzie tabliczkę i gryfel; pisano mu na tabliczce pytania, a on pisał odpowiedzi, ale jego bazgroły mógł odcyfrować tylko Brais Dunlap, Brais mówił, że i on też niezupełnie dobrze odcyfrowywał jego pismo, ale prawie zawsze odgadywał treść. W ten sposób przez Braisa dowiedzieliśmy się, że głuchoniemy pochodził z dalekiego kraju, że dawniej był bogaty, ale zrujnował się dzięki łajdactwu ludzi, którym ufał, i teraz nie posiada żadnych środków do życia.

Wszyscy chwalili Braisa Dunlapa za to, że przygarnął biednego głuchoniemego. Pozwolił mu zamieszkać w małej drewnianej chatce, dokąd posyłał mu przez murzynów wszystko niezbędne. Głuchoniemy często bywał i u nas, ponieważ wuj Siles tak w tym okresie upadł na duchu i był tak smutny, że każda istota, upośledzona duchowym lub fizycznym brakiem, wzbudzała w nim współczucie. Ja i Tom nie dawaliśmy poznać, że

  1. Przypis własny Wikiźródeł Brakujący numer rozdziału, dodany na podstawie oryginalnego wydania.