Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/64

Ta strona została przepisana.

— Tom, śladów już teraz nie odnajdziemy, a oprócz tego wiesz przecież, że deszcz je zmył.
— Wszystko jedno, Huck. Jeżeli tylko ciało ukryto w lesie, pies je odnajdzie. Jeżeli go zabito i zakopano w ziemię, choćby go nawet zakopano bardzo głęboko, pies zaraz go poczuje, jak tylko podejdzie do tego miejsca. Huck, będziemy sławni, to równie pewne, jak to, żeś się urodził!
Był olśniony i jego rozgorączkowanie rosło z każdą chwilą. Z Tomem zawsze tak się zdarzało. Wyliczał już co do sekundy, kiedy mianowicie znajdziemy trupa, i nietylko trupa — on wyśledzi mordercę i schwyta go; niedość na tem — on nie odejdzie od mordercy dotąd, dopóki...
— Doskonale! — przerwałem mu. — Ale najpierw znajdź trupa; sądzę, że to wystarczy na dzisiaj dlatego, że o ile nam wiadomo, niema żadnego trupa i nikt nie został zabity. Ten chłopak mógł poprostu dokądś odejść i wcale nie jest zabity.
Tom odpowiedział mi z urazą:
— Huck Finn, nigdy nie widziałem człowieka, któryby umiał tak, jak ty, wszystko psuć i zatruwać. Jeżeli uważasz jakąś sprawę za beznadziejną, nie chcesz nikomu pozostawić nadziei. Poco wylewasz na mnie i na tego trupa całe kubły zimnej wody, wygłaszając egoistyczną teorję, że nie było żadnego zabójstwa? To, co mówisz, jest bez sensu. Nie rozumiem poprostu, jak możesz tak mówić. Nigdy nie mógłbym się odnieść do ciebie tak nieprzyjaźnie, sam wiesz o tem. Trafia się nam szczęśliwa okazja wsławienia się i...
— Dobrze, Tom — przerwałem mu — bardzo mi przykro, że tak powiedziałem, cofam swoje