Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/75

Ta strona została przepisana.

zaczynał nawet mówić, że to było zabójstwo z premedytacją. Strach było słuchać go. Jego chęć pogłębiania swej winy czyniła położenie pięćdziesiąt razy okropniejszem niż przedtem, i nie wiedzieliśmy, jak pocieszyć ciocię Sally i Benny.
Tom Sawyer tymczasem łamał sobie głowę, starając się wynaleźć jakieś środki do uratowania wuja Silesa. Nie spał całemi nocami, często nie dając spać i mnie, i roztrząsał razem ze mną całą tę sprawę, ale nie widział żadnego ratunku. Co się zaś tyczy mnie, powiedziałem mu poprostu, że lepiej dać spokój tej sprawie, gdyż jest całkiem beznadziejna. Tom jednak nie zgodził się ze mną. Nie rzucił sprawy i wciąż myślał, budował plany i łamał sobie głowę.
Wkońcu w połowie października nadszedł dzień rozprawy i wszyscy przyszliśmy do sądu. Sala sądowa była naturalnie przepełniona publicznością. Biedny stary wuj Siles! Był podobny do trupa ze swemi zapadniętemi oczyma i był taki wychudzony, przybity zmartwieniem. Benny siedziała obok niego z jednej strony, a ciocia Sally z drugiej — obie zawoalowane i nękane strachem męczącej niepewności. A Tom siedział obok naszego adwokata, i naturalnie, nic nie mogło ujść jego uwagi. I adwokat, i sędzia pozwalali mu robić uwagi. Czasami prawie zupełnie przejmował sprawę z rąk adwokata i mówił za niego, co bynajmniej nie było zbędne, gdyż adwokat był wielkim niedołęgą i nie odznaczał się szybką orjentacją.
Świadkowie zaprzysięgli, a potem prokurator powstał z miejsca i zaczął mówić. Wypowiedział taką straszną mowę przeciw staremu, że ten cały