Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/78

Ta strona została przepisana.

podobną do kłótni, dochodzącą do nas zbliska, z krzaków leszczyny, rosnących wzdłuż ogrodzenia; wkrótce potem usłyszeliśmy, jak jeden głos mówił: „Mówiłem już, że was zabiją!“ I poznaliśmy natychmiast głos oskarżonego. Potem zobaczyliśmy, jak nad krzakami leszczyny podniosła się pałka i opadła z towarzyszeniem ciężkiego uderzenia i bolesnych jęków. Wówczas zbliżyliśmy się ostrożnie do tego miejsca i zobaczyliśmy, że Jupiter Dunlap leży na ziemi nieżywy, a nad nim stał oskarżony z pałką w ręku. Później zaciągnął trupa w krzaki i ukrył go tam, a my pocichutku wydostaliśmy się na drogę i odeszliśmy.
Tak, to było okropne. Krew krzepła w żyłach słuchaczom, i podczas gdy świadek zeznawał, na sali było tak cicho, jakgdyby była zupełnie pusta. A kiedy skończył, wszyscy odetchnęli i pocałej sali słychać było westchnienia; wszyscy spoglądali po sobie, jakgdyby mówiąc: „To okropne! Potworne!”
Ale tu zaszła pewna okoliczność, która mnie zdumiała. Przez cały czas, gdy pierwsi świadkowie zeznawali, że pomiędzy oskarżonym i zabitym panowały wrogie stosunki i że pierwszy często groził ostatniemu — przez cały ten czas Tom uważnie przysłuchiwał się ich zeznaniom i nie opuszczał sposobności dowiedzenia im kłamstwa. Lecz teraz — cóż za zmiana! Z początku, kiedy Laim dopiero zaczynał składać zeznania, ani słowem, nie wspominając, że rozmawiał z Jupiterem i prosił go o psa, Tom był jeszcze po dawnemu uważny i widziałem, że ma zamiar poddać Laima próbie pytań krzyżowych; a wślad za tem prawdopodobnie będziemy musieli, ja i Tom, składać