Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/81

Ta strona została przepisana.

niósł wuj Siles ciało zabitego na swoje pole tytoniowe, gdzie później pies wygrzebał je z ziemi; na twarzach wszystkich widać było wstręt, i słyszałem, jak ktoś powiedział:
— Tylko najbardziej obdarzony zimną krwią łotr może nieść w ten sposób ciało zabitego i zakopać je, gdzie się da, jak psa. I to zrobił pastor!
Tom w dalszym ciągu myślał, niczego nie dostrzegając. Nasz adwokat znowu musiał stosować do świadka pytania krzyżowe i znowu bez rezultatu. Wywołano Joego Whitersa i ten powtórzył co do słowa zeznanie swego brata, Billa. Wkońcu wywołano Braisa Dunlapa. Wydawał się bardzo zasmucony i omal nie płakał. Na sali zrobiło się poruszenie, wszyscy przygotowywali się do słuchania, kobiety szeptały: „Biedny! biedny!” i wiele z pośród nich ocierało sobie oczy.
Brais Dunlap zeznał pod przysięgą:
— Już oddawna zacząłem się mocno niepokoić o mego biednego brata, ale nigdy nie przypuszczałem, że może się zdarzyć takie straszne nieszczęście, nigdy nie przypuszczałem, że czyjaś ręka podniesie się na takie biedne, niewinne stworzenie (gotów jestem przysiąc, że Tom w tem miejscu zlekka drgnął, ale potem znów był obojętny) tem bardziej ręka pastora — to było niemożliwe — dlatego też nic nie podejrzewałem. Gdybym nie był taki łatwowierny, mój brat pozostałby przy życiu, a nie leżałby tam, zakopany w ziemi — biedna, niewinna dusza!
Tu, jakgdyby całkiem stracił siły, głos mu się załamał, i zamilkł. Wkoło słychać było żałosne szepty; kobiety płakały, a stary wuj Siles głośno jęknął, biedaczysko. Wreszcie Brais zaczął znowu.