Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/84

Ta strona została przepisana.

gle, że chce oczyścić z grzechu swą marną duszę, że musi zrzucić ze siebie ten straszny ciężar, który go przytłacza i którego nie ma sił nieść ani chwili dłużej! I z niepowstrzymaną siłą rozpaczy zaczął swą straszną spowiedź; wszyscy słuchali go z powstrzymanym oddechem, nie spuszczając z niego oczu — i sędzia, i przysięgli, i adwokaci, i publiczność, a Benny i ciocia Sally tak płakały, że omal im serca nie pękły. A Tom, przysięgam, ani razu nie spojrzał na niego! Ani razu — i wciąż patrzył gdzieś przed siebie; co on tam widział, nie wiem.
A przemówienie starca płynęło tymczasem niepowstrzymanie i burzliwie jak potok ognisty.
— Ja go zabiłem, ja jestem winowajcą! Ale nigdy przedtem nie przychodziło mi do głowy uderzyć go lub zrobić mu coś złego; nigdy nie miałem takiego zamiaru wbrew wszystkim kłamliwym zeznaniom, jakobym mu groził; i tylko w owej chwili, kiedy podniosłem pałkę — tylko wówczas serce moje stało się nieczułe, tylko wówczas znikła zeń wszelka litość, i zadałem mu cios śmiertelny! W tej ostatniej chwili uprzytomniłem sobie wszystkie dawne urazy; przypomniałem sobie wszystkie łajdactwa, jakie wyrządził mi ten człowiek wraz ze swym łotrem-bratem, który teraz siedzi tutaj; przypomniało mi się, jak on z bratem postanowił zgubić mnie w opinji parafjan, zhańbić moje dobre imię, wciągając mnie w jakąś sprawę, która mogłaby zrujnować mnie i moją rodzinę, podczas gdy my — Bóg mi świadkiem! — nigdy nie zrobiliśmy im nic złego. I osiągnęli swój cel dla podłej zemsty! Ale za co się mścili? Za to, że moja niewinna, czysta dziew-