Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Tom zatrzymał się na chwilę dla większego „efektu”.
— Człowiekiem, który włożył na siebie ubranie zabitego, był Jupiter Dunlap!
— Wielki Boże — krzyknęli wszyscy jednym głosem, a stary wuj Siles wydawał się całkiem osłupiały.
— Tak, był to Jupiter Dunlap. Wcale nie myślał umierać, jak widzicie. Potem zdjęli buty z trupa, włożyli mu na nogi stare, zniszczone trzewiki Jupitera Dunlapa, a Jupiter Dunlap włożył buty, zdjęte z umarłego. Potem Jupiter pozostał pod drzewami, a drugi człowiek zaniósł ciało na pole tytoniowe wuja Silesa. Potem późną nocą przyszedł do domu wuja Silesa, wziął jego stare zielone ubranie robocze, wiszące zawsze w korytarzu między domem a kuchnią, odszukał na podwórzu motykę z długiem styliskiem i, poszedłszy na pole tytoniowe, zakopał w ziemię zabitego człowieka.
Tom zatrzymał się, milczał krótką chwilę i zapytał:
— Jak sądzicie, kim był ten zabity? To był Jack Dunlap, złodziej, który zaginął bez wieści!
— Wielki Boże!
— A jak sądzicie, kim jest ten wykrzywiający się idjota, który siedzi tu teraz i udaje ciągle głuchoniemego? To Jupiter Dunlap!
Mój Boże! Wszyscy zaczęli tak krzyczeć, podnieśli taki harmider, że nigdy w życiu nie słyszałem nic podobnego. A Tom podskoczył do Jupitera, zerwał mu okulary i fałszywe bokobrody, i wszyscy ujrzeli przed sobą zabitego w jak najlepszem zdrowiu! A ciocia Sally i Benny, płacząc,