Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/96

Ta strona została przepisana.

wie o tem. Ukradł je swemu bratu, Jackowi, gdy ten leżał zabity, a Jack ukradł je swym dwóm towarzyszom; ale Jupiter nie kradł ich świadomie; i on chodził z niemi tu cały miesiąc. Tak, panie sędzio, ten biedak cały miesiąc nosi przy sobie klejnoty, ocenione na dwanaście tysięcy dolarów. Tak, panie sędzio, te brylanty znajdują się przy nim i teraz.
— Proszę go zrewidować, szeryfie — powiedział sędzia.
Rozkaz został wykonany. Szeryf zrewidował go jak najbardziej drobiazgowo, zbadał jego kapelusz, skarpetki, fałdy i szwy na ubraniu, buty — słowem wszystko, a Tom stał zupełnie niewzruszony, gotując nowy „efekt.” Wreszcie szeryf skończył rewizję, miny wszystkich były rozczarowane, a Jupiter powiedział:
— No i cóż? Czy nie mówiłem panu tego?
Wtedy Tom udał, że się głęboko nad czemś namyśla, i zaczął się drapać w skroń. Nagle podniósł głowę i powiedział:
— Aha, teraz zrozumiałem! Zupełnie zapomniałem o tem.
To była nieprawda: wiedziałem, że o niczem nie zapomniał.
— Może będzie ktoś tak dobry — ciągnął Tom — i pożyczy mi małe, maleńkie dłótko? Takie dłótko znajdowało się w torbie pańskiego brata, panie Jupiterze, ale pan naturalnie nie przyniósł go tutaj.
— Nie, nie przyniosłem. Wyrzuciłem je.
— Stało się tak dlatego, że pan nie wiedział, naco ono było potrzebne.
Jupiter tymczasem włożył buty, i gdy dłótko,