przechodząc z rąk do rąk, doszło wkońcu do Toma, ten powiedział, zwracając się do Jupitera:
— Niech pan położy nogę na tem krześle.
I uklęknąwszy, zaczął odkręcać podkówkę od obcasa, podczas gdy wszyscy obserwowali go z natężoną uwagą. A kiedy wyjął z obcasa ogromny brylant i zaczął go obracać na wszystkie strony tak, że lśnił, błyskał i sypał iskry, wszystkim aż dech zaparło. A Jupiter miał minę, tak zgorzkniałą i smutną, że żal było patrzeć. Gdy Tom wyjął drugi brylant, Jupiter zmartwił się jeszcze bardziej. To zupełnie zrozumiałe. Przecież on mógł stać się bogatym i niezależnym gdzieś w obcym kraju, gdyby tylko domyślił się, do czego służyło małe dłótko w torbie jego brata! Tak, to były bardzo wesołe czasy, i Tom był pijany sławą. Sędzia powstał na swem wzniesieniu, wziął brylanty, podniósł okulary na czoło, odchrząknął i zaczął:
— Zatrzymam te brylanty, dopóki nie znajdą się właściciele; a gdy przyślą po nie, będę miał prawdziwą satysfakcję wręczenia panu dwóch tysięcy dolarów, gdyż zasłużył pan na te pieniądze — tak, a prócz tego zasłużył pan na najszczerszą i najgłębszą wdzięczność całego naszego społeczeństwa za to, że uratował pan od zguby i hańby skrzywdzoną i niewinną rodzinę, za to, że uratował pan dobrego i szanownego obywatela od hańbiącej śmierci na szubienicy i dostarczył pan praworządności środków do ukarania dwóch okrutnych i podłych przestępców wraz z ich świadkami!
Tak, moi państwo, było to uroczyste widowisko, i Tom był tego samego zdania.
Wówczas szeryf zaaresztował i Braisa Dunlapa, i całą jego szajkę, a po miesiącu sądzono ich
Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/97
Ta strona została przepisana.