Strona:Martwe dusze.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

rodzinie mają mnie za nieznośnego pedanta, mniemającego, że ma więcéj rozumu od wszystkich, i że nie jest stworzony, jak inni ludzie. Wierzajcie mi, że razem z wami w duszy śmiałem się sam ze siebie. Tutaj w gimnazyum nazywają mnie cichą istotą, ideałem łagodności i cierpliwości. Inni uważają mnie znowu za nieznośnego gadułę, inni za mądrego, inni za głupca. Wy mnie mienicie marzycielem, ideologiem, jak gdybym ja sam nie drwił sobie z marzycielstwa? Nie, zanadto dobrze znam ludzi, żeby być marzycielem.“ Dodaje następnie z młodzieńczą afektacyą, która go do śmierci nie opuściła: „Nauczki od nich otrzymane, będą mi na wieki pamiętne, uważam je za rzewną rękojmię mego szczęścia... Komu za każdym razem dawano uczuwać cały ciężar jego niedoli, ten będzie najszczęśliwszym.“
Wszystkie te wynurzenia Gogola — młodzieńca, chociaż tak z sobą sprzeczne, miały w sobie wiele prawdy; przymioty młodzieńcze towarzyszyły mu w całém życiu, rozwijając się coraz bardziéj; musiało jednak w końcu przyjść do strasznéj burzy w nim samym; całe jego życie tworzy jedno pasmo mąk wewnętrznych, które jeżeli nie mogły zniweczyć jego talentu, to tylko dzięki wielkiéj rodziméj sile jego zdolności.
Po ukończeniu szkół Gogol wyjechał do Pe-