powracał do oberzy. Podróżny umiał się znaleść wszędzie i pozyskał miano doświadczonego człowieka. O czémkolwiek prowadzono rozmowę, on umiał ją podtrzymać: toczyła się rozmowa o hodowli koni, on mówił o hodowli koni; mówiono o psach, i on mówił o psach; rozprawiano o śledztwie kryminalném, i tu pokazał, że prawo nie jest mu obce; i w bilard umiał także grać dobrze; słowem znał się na wszystkiém i na czémś więcéj i był bardzo porządnym człowiekiem. Urzędnicy byli szczególniej radzi nowemu gościowi. Gubernator wyrzekł o nim: że to stateczny człowiek; prokurator: że dzielny człowiek; pułkownik żandarmeryi: że uczony człowiek; prezes Izby skarbowéj: że szanowny człowiek; policmajster: że miły człowiek; żona policmajstra: że najmilszy i najgrzeczniejszy człowiek. Nawet sam Sobakiewicz, tak milczący, wróciwszy do domu na wieś dość późno i położywszy się do łóżka, powiedział żonie: „Wiesz, duszko, poznałem się u gubernatora z radzcą kolegialnym Pawłem Iwanowiczem Cziczikowem, to bardzo przyjemny człowiek“, na co żona odpowiedziała,: „hm!“ i kopnęła go nogą.
Takie było o nowym gościu pochlebne zdanie całego miasta, dopókąd pewna okoliczność, a jak w prowincyonalnych miastach nazywają „pa-
Strona:Martwe dusze.djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.