Strona:Martwe dusze.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

— Paweł Iwanowicz! zawołał on nakoniec, gdy Cziczikow wyłaził z bryczki. — Przecież pan sobie o nas przypomniał!
Obaj przyjaciele serdecznie się uściskali, i Maniłow poprowadził swego gościa do pokoju. Chociaż krótka chwila wystarczyła, aby przejść przez sień, przedpokój i salę jadalną, jednak spróbujemy, czy nie zdążymy jak niebądź z niéj skorzystać i powiedzieć co o gospodarzu. Ale w tym punkcie autor musi się przyznać, że zadanie trochę za trudne. O wiele łatwiéj odrysować charaktery wielkich rozmiarów: tam tylko rzucaj pełną ręką kolory na płótno; czarne pełne oczy, zwisłe brwi, poorane zmarszczkami czoło, zarzucony na ramię czarny albo czerwony jak ogień płaszcz — i portret gotowy; ale u tych wszystkich panów, których tak wiele na świecie, którzy z powierzchowności tak podobni do siebie, jak im się dobrze przyjrzeć, jest tak wielka różnica, że bardzo trudno wizerunek ich uchwycić.
Trzeba dobrze natężyć uwagę, nim zmusisz, że na płótno wystąpią wszystkie odcienia prawie niepochwytne ich rysów, i w ogólności, trzeba głęboko badać, nawet doświadczonemu spostrzegaczowi. Jeden tylko Pan Bóg wiedział, jaki był charakter Maniłowa. Istnieje pewien rodzaj ludzi, znanych pod nazwą: ludzi tak sobie, ni to, ni