Strona:Martwe dusze.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie pominęli następnie ani prezesa, ani policmajstra, ani nikogo zgoła — i pokazało się, że wszyscy byli ludźmi najgodniejszymi w świecie.
— Państwo zawsze bawią na wsi? — zapytał wreszcie Cziczików.
— Po większéj części na wsi, — odpowiedział Maniłów. — Czasem jednak jeździemy do miasta dla tego tylko, żeby spotkać się z wykształconymi ludźmi. Można zdziczeć, siedząc tak ciągle w zamknięciu.
— Prawda, wielka prawda, odpowiedział Cziczików.
— Naturalnie, mówił daléj Maniłów, — byłoby co innego, gdybyśmy mieli dobrane sąsiedztwo, gdyby n. p. taki człowiek, z którymby w pewnéj mierze można pomówić o zabawach, o dobrych manierach, śledzić jakąkolwiek taką naukę, żeby się tak niejako dusza rozruszała, żeby to, iż tak się wyrażę, unosiło człowieka......
Jeszcze chciał coś dodać, ale że się zająknął, machnął tylko ręką w powietrzu i dorzucił:
— Wtedy, naturalnie, wieś i samotność miałyby swój urok. Ale stanowczo nie ma nikogo.... Z nudów trzeba wziąść do ręki „Syna Ojczyzny.
Cziczików zgodził się z tém zupełnie, że nie ma nic przyjemniejszego, jak żyć w samotności,