tku był prostym chłopcem w domu, umiejącym czytać i pisać, potém ożenił się z klucznicą, faworytką pani i sam został klucznikiem, a tam już późniéj i pisarzem. Gdy wyszedł na pisarza, postępował jak wszyscy pisarze: przyjaźnił się i kumał z bogatszymi włościanami, na biedniejszych większy czynsz nakładał; obudziwszy się koło 9 z rana, ziewając czekał, aż mu dadzą herbatę.
— Proszę cię, mój kochany, powiedz mi, ilu chłopów umarło u nas od czasu, jak podaliśmy ostatnie rewizyjne listy?
— Jakto — ilu? dużo ich od téj pory umarło, powiedział pisarz i w téj chwili mu się odbiło, ale zasłonił ręką usta.
— Przyznam się, że i ja tak sądziłem, przerwał Maniłów, — w saméj rzeczy dużo ich umarło! Obrócił się do Cziczikowa i dodał jeszcze: — tak jest, dużo ich umarło.
— Ale iluż naprzykład? zapytał Cziczikow.
— Tak; iluż dodał Maniłow.
— Ilu? Nie wiadomo, ilu umarło, nikt ich nie rachował, odpowiedział pisarz.
— W saméj rzeczy, rzekł Maniłow, zwracając się do Cziczikowa, ja tak samo sądziłem, śmiertelność była wielka; nie wiadomo, wielu ich umarło.
— Proszę cię, przelicz ich, rzekł Cziczikow
Strona:Martwe dusze.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.