Widać było z jego twarzy, że projekta, które tworzył, były przyjemne, bo co chwila uśmiech pokazywał się na jego ustach. Zajęty niemi, nie zważał jak jego furman, zadowolony z przyjęcia, jakiego doznał u ludzi Maniłowa, robił energiczne uwagi tarantowatemu koniowi zaprzężonemu na przyprzążkę z prawéj strony. Ten tarantowaty koń był bardzo mądry, tylko na oko zdawało się, że on ciągnie, gdy tymczasem gniady w dyszlach zaprzężony i kary na przyprzążce z lewéj strony, nazwany Ławnikiem, dla tego, że od jakiegoś ławnika był kupiony, ciągnęły byczkę z całego serca, tak, że nawet z oczu ich było widać zadowolnienie, jakiego w skutek tego doznawały. „Chytry! chytry! a ja będę chytrzejszy od ciebie!“ mówił Selifan, podnosząc się i sciągnąwszy leniwca knutem. „Ty znaj swoją rzecz, flondro niemiecki! Gniady — poczciwy koń, on pełni swoją powinność, ja jemu dam z ochotą jedną więcéj miarkę owsa, bo to poczciwy koń; i Ławnik — także dobry... No, no! czego strzyżesz uszami? Ty durniu, słuchaj kiedy mówię! ja ciébie gburze do złego nie będę namawiał. Gdzieś to zalazł!“ I znowu go ściągnął knutem: „A ty łotrze!“... Potém krzyknął na wszystkie: „Ej wy, orły!“ i zaciął je wszystkie, ale już nie za karę ale żeby pokazać, że był z nich zadowolony. Spra-
Strona:Martwe dusze.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.