Strona:Martwe dusze.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo zmęczone. Taki nieprzewidziany przypadek zadziwił go niezmiernie. Podniósł się, stanął przed bryczką i podparł się pod boki, podczas gdy jego pan grzebał się w błocie i chciał z niego wyleźć; po chwilowém rozmyślaniu rzekł:
— Patrzaj, rzekł Selifan, i obaliła się!
— Ty pijany jak szewc! zawołał Cziczikow.
— Nie, panie; czy podobna, żebym ja był pijany! Ja wiem, że to nie dobrze — być pijanym. Z przyjacielem rozmawiałem, bo z dobrym człowiekiem można pomówić, w tém nie ma nic złego, i zakąsiliśmy razem. Zakąsić wolno, szczególniéj z dobrym człowiekiem.
— A czy pamiętasz, co ci mówiłem, gdyś się ostatni raz upił, co? zapomniałeś? rzekł Cziczikow.
— Nie, panie, jakże można, żebym ja zapomniał! Już ja znam moję rzecz. Ja wiem, że to nie dobrze być pijanym. Z dobrym człowiekiem pomówiłem, bo...
— Już ja ci takie cięgi sprawię, że się dowiesz, co to jest z dobrymi ludźmi rozmawiać.
— Jak się będzie wielmożnemu panu podobało, rzekł na wszystko zgodny Selifan: — kiedy cięgi, to cięgi, nic a nic nie mam przeciwko temu. Dla czego batów nie dostać, kiedy się zasłużyło,